W jakie gry zagracie w wakacje ?
#151 Gość__* Napisany 11 maja 2005 - 15:10
#152 Napisany 06 marca 2009 - 21:29
#153 Napisany 02 lipca 2011 - 00:57
#154 Napisany 02 lipca 2011 - 02:25
BTW jakie gry skonczysz w ciagu lata, a nie najblizszego tygodnia
#155 Napisany 02 lipca 2011 - 03:40
#156 Napisany 02 lipca 2011 - 10:19
#157 Napisany 02 lipca 2011 - 11:51
#158 Napisany 03 lipca 2011 - 13:46
w "wakacje" .... jakie wakacje ? jako człowiek pracujący bojkotuję ten temat
#159 Napisany 03 lipca 2011 - 13:49
Z drugiej strony jak patrzę na swoje stare tematy...
#160 Napisany 17 lipca 2011 - 16:54
ale postaram się w "sezonie letnim" [to już brzmi lepeij ...] przejśc kilka strzelanek i skończyc the Lost Odyssey ..
#161 Napisany 17 lipca 2011 - 18:19
#162 Napisany 17 lipca 2011 - 20:57
#163 Napisany 17 lipca 2011 - 22:07
#164 Napisany 17 lipca 2011 - 23:20
#165 Gość_Taikun_* Napisany 17 lipca 2011 - 23:24
#166 Napisany 17 lipca 2011 - 23:30
#167 Gość_Taikun_* Napisany 17 lipca 2011 - 23:34
ale to nie wakacje
#168 Napisany 17 lipca 2011 - 23:37
#169 Gość_Taikun_* Napisany 17 lipca 2011 - 23:40
#170 Gość_Kazuo_* Napisany 18 lipca 2011 - 05:36
Parafrazując Hardkorowego Koksa - "Nie ma się co opierdalać, trzeba nakurviać."
#171 Napisany 18 lipca 2011 - 13:34
ha ha, i nie ma LIPYParafrazując Hardkorowego Koksa - "Nie ma się co opierdalać, trzeba nakurviać."
#172 Napisany 18 lipca 2011 - 15:34
No ba, warnami także"Nie ma się co opierdalać, trzeba nakurviać."
#173 Napisany 30 lipca 2011 - 22:20
#174 Napisany 31 lipca 2011 - 12:04
Od pól roku walczę z valkyria chronicles 2. Narazie 98h na liczniku, żeby ja wymaksowac potrzeba drugie tyle czasu może do października się uda olo. To smutne ze te japońskie giereczki kładą taki nacisk na grind.
Jetseś nolifem. Gry się przechodzi i odkłada na półkę po czym gra w inne, a spędzanie pół życia przy jednej pozycji to brak życia i wierutna głupota
#175 Napisany 31 lipca 2011 - 12:37
Jetseś nolifem. Gry się przechodzi i odkłada na półkę po czym gra w inne, a spędzanie pół życia przy jednej pozycji to brak życia i wierutna głupota
Podpisano
:foreveralone:
#176 Napisany 31 lipca 2011 - 12:43
#177 Napisany 01 lipca 2017 - 15:07
W wakacje/sezonie letnim nie gram - zrobiłem wyjątek dla Dreamfall Chapters - ale mając taką pogodę za oknem jak teraz w coś bym pyknął
#178 Napisany 01 lipca 2017 - 15:16
kanał piterka to czyste złoto
na wakacje zaplanowałem sobie japońskie spierdolenie, valkyria chronicles, gravity rush 1 & 2 i final fantasy XII
#179 Napisany 01 lipca 2017 - 15:20
#180 Napisany 15 sierpnia 2017 - 12:40
POPULARNY POST!
Headhunter
Wakacje, ach wakacje. Mimo, że latka lecą i będąc dorosłym można już zapomnieć o dwumiesięcznej labie, to jednak klimat za oknem potrafi się człowiekowi udzielić. Mi wakacje zawsze będą się kojarzyć z latami dziecięcej beztroski, spotkaniami z kumplami z osiedla, godzinami spędzonymi na podwórkach, no i oczywiście na ostrym graniu na konsoli do najpóźniejszych godzin nocnych, bo niby kiedy indziej tak hardkorowo szarpać jak nie w wakacje właśnie? Z tego okresu pamiętam wiele świetnych gier, które katowałem do upadłego, między innymi Vice City, Final Fantasy X, Onimushę, Time Splitters 2 i Quake'a 3 na splicie z bratem, przy tych dwóch ostatnich pękały setki godzin Jedną z takich gier był też Headhunter, teraz już trochę zapomniana perełka z Dreamcasta. Mam jeszcze w pamięci, że czytając stare magazyny o grach zawsze strasznie zazdrościłem tego tytułu posiadaczom "makarona", screeny z gry wręcz lizałem i modliłem się, żeby wydali go też na plejaka. Już wtedy mocno jarałem się takmi grami jak Resident Evil czy Metal Gear Solid, a HH mocno mi te produkcje przypominał. Koniec końców konwersja na "czarnulę" doszła do skutku i w któreś wakacje udało mi się ten hicior dorwać. Podjarany jak dzika kuna w agreście, świeżo po zakupie pognałem do domu sprawdzić czy gra faktycznie jest tak dobra.
No i była. Dość powiedzieć, że skończyłem ją około 20 razy z rzędu, zapamiętując każdy szczegół na blachę i bawiąc się w speedruny, wtedy kiedy jeszcze nie było to modne. Nie wiem czy nawet RE4 tak mocno mnie wciągnął przy pierwszym kontakcie
Jeden ze znaków rozpoznawczych Headhuntera - zasuwanie po mieście na motorze
Akcja toczy się w niedalekiej przyszłości, w mieście wzorowanym na LA, a my wcielamy się w rolę Jacka Wade'a, łowcy głów pracującego dla agencji Anti-Crime Network. Żeby jednak nie było zbyt wesoło, to początek zaczyna się ucieczką z pilnie strzeżonego laboratorium. Skąd wziął się tu Jack? Kim są dziwni kolesie w białym skafandrach próbujący nas zabić? I dlaczego budzimy się bez gaci na stole operacyjnym? Tego nie wiadomo, Jack okazuje się cierpieć na amnezję i dopiero z czasem wszystkie elementy układanki zaczynają się łączyć. Po ucieczce wyruszamy w miasto, gdzie dowiadujemy się, że zabito Christophera Sterna, założyciela Anti-Crime Network i że prawdopodobnie zamieszana jest w to organizacja przestępcza zajmująca się handlem ludzkimi organami. Z pomocą Angeli (córka Sterna) próbujemy rozwiązać zagadkę zabójstwa i doprowadzić winnych przed wymiar sprawiedliwości.
Nasz hiroł w pełnej okazałości. Bez okularów przeciwsłonecznych wygląda trochę jak Rysio z Klanu, więc polecam czym prędzej założyć mu je na łeb. Kamera momentami ustawia się jak w RE4
Historyjka nie jest specjalnie skomplikowana, przypomina amerykańskie filmy akcji z lat 90-tych, jednak ma swoje momenty. Postacie są proste, ale charyzmatyczne. Jack to typowy twardziel (btw, świetny voice-acting), który chadza swoimi ścieżkami, po Angeli widać determinację, laska zrobi wszystko, żeby schwytać zabójców jej ojca, w tle przewija się były szef Wade'a pełniący rolę jego mentora oraz rywal z agencji - Hank Redwood, burak któremu zresztą Jack nie szczędzi epitetów. Dosyć szybko zaczynają się też pojawiać bad-guy'e z morderczego syndykatu, ale to już raczej klisze i cienkie bolki do bicia. Najlepsza jest jednak para prezenterów telewizyjnych, udzielających się w programie informacyjnym, który pojawia się od czasu do czasu w formie filmików live-action (zatrudniono prawdziwych aktorów), goście momentami genialnie rozładowują napięcie podobnie zresztą jak wyskakujące podczas loadingów reklamy produktów Biotech, walące na kilometr ściemą i propagandą
Nie zwlekaj. Już teraz zadbaj o swoje dziecko i przygotuj je na przeszczep organów
No dobra, a jak wygląda sama rozgrywka? Headhunter to bardzo ciekawy i co najważniejsze - udany mix takich gier Resident Evil, MGS czy nawet GTA. Jest to przede wszystkim strzelanina z widokiem zza pleców, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sporą część gry przejść metodą "na Snejka". Chowania się kartonie i palenia fajek wprawdzie nie uwzględniono, ale ciche zachodzenie wrogów, skręcanie im karków czy dezorientowanie poprzez rzucanie łusek pod nogi, jest jak najbardziej. Do dyspozycji oddano nam arsenał składający się z typowego handguna, shotguna, karabinu, granatnika, a nawet min, więc jest czym siać rozwałkę, z kolei pacyfistom być może bardziej spodoba się opcja z pistoletem ogłuszającym (do którego jednak nie ma zbyt dużo nabojów). Zdecydowanie lepiej wypada strzelanie, faktycznie czuć siłę broni (wiesz, że strzelasz pistoletem, a nie zabawką na kapiszony), a ładowanie ołowiu w biednych zakapiorów zwyczajnie sprawia frajdę. Co jest warte odnotowania, w HH chyba po raz pierwszy pojawiło się coś na wzór cover-sytemu. Wprawdzie to jeszcze nie Gearsy, nie ma możliwości, żeby przykleić się do każdej osłony, ale większość ścian i część obiektów (np. śmietniki) pozwalają się doń przyczepić plecami i prowadzić ogień zza winkla. Można powiedzieć, że developer po części przetarł tu szlak dla przyszłych shooterów Reasumując, z Resident Evil zgapiono tu układ kamer (większość gry pokonujemy w standardowym TPP, ale nie brakuje lokacji z odgórnie narzuconymi ujęciami, część z nich to wykapane RE), proste zagadki logiczne oraz element, którego nie chcę zaspoilerować, a który pojawia się pod koniec i wrzuca ciary na plecy. Z MGS zapożyczono warstwę skradankową, codec (bieda-wersja pojawiająca się tylko w cut-scenkach, ale jednak), a także wszechobecną "filmowość". Z GTA giereczka też ma coś wspólnego, ale to już w kolejnym akapicie.
- Snake, słyszysz mnie? Snake? Snaaaaaaaaaaaaake!!!
- Debilko, mówiłem ci, że jestem Jack, a nie Snake
Całkiem ciekawie wypadają starcia z większymi przydupasami. Bossowie zostali wykonani z pomysłem, bezmózgie strzelanie często nie wystarczy, żeby ich pokonać
Zdecydowanie jednym z najbardziej charakterystycznych elementów gry jest jednak pseudo-otwarty świat i możliwość zasuwania po nim na motorze. Schodzić z jednośladu możemy tylko w wyznaczonych przez twórców miejscach, model jazdy nie powala, kolizje to porażka, samo miasto jest małe (raczej obrzeża niż centrum), ale nie ma co ukrywać, na tamte czasy to było COŚ. Tym bardziej, że nie jest to motyw wrzucony na chama, żeby tylko zapełnić grę, ale ma swoje uzasadnienie i sporą rolę w gameplay'u. W pewnym momencie dowiadujemy się, że pod Los Angeles umieszczono bomby o ogromnej sile rażenia i naszym zadaniem jest odszukać je wszystkie i rozbroić je przed końcem limitu czasowego, ofkors zasuwając na złamanie karku na ścigaczu, a to wszystko przemieszane ze strzelaniem i prostą mini-gierką polegającą na rozbrajaniu ładunków. Wierzcie mi, że 15 lat temu taki motyw robił wrażenie. Pojazd został dobrze udźwiękowiony, a podczas rozpędzania się niemalże czuć wiatr we włosach
Fajnie również wypadają misje wzorowane na VR z Metal Geara, gdzie w rzeczywistości cyfrowej musimy pobić rekordy naszego rywala z Anti-Crime Network, Hanka Redwooda. Nie ma ich zbyt wiele, rekordy nie są wyśrubowane, a wykonanie ich jest obowiązkowe, żeby przejść dalej (dzisiaj pewnie robiłyby za sub-quest), niemniej pozwalają jeszcze więcej poszaleć na motorku i nie tylko (są podzielone na różne tryby: walkę, skradanie i jazdę). Pochwalić trzeba starcia z bossami oraz łamigłówki, które również dokładają swoją cegiełkę do rozgrywki. Generalnie grając w ogóle nie ma się uczucia znużenia czy monotonii, ktoś tu naprawdę mocno popracował, żeby tytuł był różnorodny i od początku do końca sprawiał 100% funu. W grze znalazło się nawet miejsce na jedno QTE (ktoś chyba pozazdrościł Shenmue) i w sumie szkoda, że ten bajer nie został bardziej rozwinięty.
A po ciężkim dniu w pracy zaparkować pojazd w garażu, zmienić przepocone gacie i otworzyć lodówkę. Nie ma to jak zimne piwko po całym dniu mordowania biednych bandytów, hłe hłe
Graficznie wiadomo jak jest w końcu to staroć datowany na 2002 roku, ale da się grać bez zgrzytania zębami. Z kolei oprawa dźwiękowa urywa dupę przy samych kostkach. Dość powiedzieć, że do produkcji gry zaprzęgnięto całą orkiestrę i naprawdę to słychać. Richard Jacques stworzył tu dzieło swojego życia, bez kitu ten soundtrack można spokojnie postawić obok najlepszych dzieła chociażby Hansa Zimmera. Nie będzie w tym ani grama przesady jeżeli napiszę, że bez tej muzyki Headhunter straciłby bardzo dużo ze swojego charakteru. Pozostaje żałować, że Jacques teraz tworzy soundtracki do nowych Soniców, bo jak dla mnie jego talent strasznie się marnuje przy takich grach. Spoilery spokojnie można odkryć
Niestety nie jest to gra idealna, ma też swoje wady, niektóre dosyć rażące. Przede wszystkim praca kamery kuleje, nie raz i nie dwa człowiek się wk*rwi kiedy zginie przez złe jej ustawienie (można samemu sobie wycentrować, ale trochę to trwa i dekoncentruje podczas ostrzejszej wymiany ognia). Loadingi mogłyby być rzadsze i krótsze. Czas gry to max 8-10 godzin, czyli bez szału. Graficznie jest lekki krok w tył względem Dreamcasta (tam była płynniejsza animacja i żywsze kolory). O jeździe motorem już wspominałem, kolizje potrafią wyprowadzić z równowagi. No i brakuje jakichś konkretnych bonusów po zakończeniu przygody, nowych trybów, dodatkowych misji VR chociażby (szkoda, że nie pociągnięto tematu). Pozostaje nam wyższy poziom trudności, a w zasadzie wyższe, bo podobnie jak Soulsach mamy tu new game+ za każdym kolejnym razem zwiększający poziom trudności. Ciekawy motyw jak na tak starą grę.
Niektóre lokacje i ustawienia kamer to Resident Evil pełnym japskiem
Jak w skrócie można podsumować HH? Może tak, że każdy kto nie zagrał w tego hiciora autentycznie stracił coś wyjątkowego, tym bardziej jeżeli lubi się gry akcji. Przed czwartym Residentem, który zrewolucjonizował gatunek shooterów niewiele było tak dobrych TPS'ów jak Headhunter. To jest tytuł, który ja spokojnie mogę postawić nawet obok MGS'a. Bardzo różnorodny, trzymający przy konsoli, z solidnym gameplayem. Za remake dałbym się pokroić. Niestety wydany dwa lata później sequel okazał się marnym skokiem na kasę, na który nie warto tracić czasu, a szkoda. Jeżeli masz w szafie ps2 (lub DC), to polecam zaopatrzyć się w swoją kopię i samemu sprawdzić co cię ominęło.
+ różnorodna rozgrywka
+ syte strzelanie
+ motor
+ MUZYKA
+ jak kopiować to od najlepszych
+ bossowie
- częste loadingi
- kamera momentami ssie
- kolizje podczas jazdy motorem
- czas gry mógłby być ciut dłuższy
- brak konkretnych bonusów
9/10