Powiedziano mi kiedyś, ndl spoglądasz na świat przez kolorowe okulary. Odpowiedziałem wtedy, że nie ma czasu na poszukiwanie czarno białych, kiedy tyloma kolorami atakuje nasze zmysły konsolowy gaming... Hoooya mi tak ktoś powiedział, ale spotkałem się raz z buddą i rzekł, że konsolowe granie jest w środku duszy, nie w sercu, nie w głowie, a w duszy i jak raz tam się już zakotwiczyło, to nie uleci w zapomnienie, nawet kiedy już twoją jedyną konsolą będzie archiwalny numer Neo Plus i piękne wspomnienia z obcowania z konsolą Segi. Jak nie kochać konsolowego gamingu, kiedy ten pokazał jak wygląda życie latającego robota z serduszkiem w ostatniej grze Naki, która przeszła prawie, że nie zauważona. Rodea the Sky Soldier to dobra gra, która na Wii stałaby się mocnym hidden gemem, po przygodach z Rodeą wylądowałem po 20 latach w sławnym miasteczku spowitym mgłą, gdzie diabeł przechadza się po ulicach Cichego Wzgórza, tym razem bez solucji, bez kolegów obok, ale z doświadczeniem życiowym i wiedzą na poziomie b1000xmiliard z języka angielskiego. Czy gry się starzeją? Wyłącznie jak wino, w tym dobrym kierunku i w końcu to ludzie zrozumieją, ale zapewne potrwa to kilkaset lat, aż świadomość publiczna dojrzeje, a świadomość indywidualizmów wyjdzie ponad ten stan. W Silent Hill spędziłem 9H, przechodząc ją tym razem dwa razy, za tym drugim wbiłem rekord świata w spidranie, którego nigdy nie pozna świat, bo jeszcze na to nie zasłużył. Wspaniała, przerażająca gra, która potrzebna jest branży jak papieros po udanym stosunku z kobietą. W końcu nadszedł czas na bombę, w Katowicach w dniach ogrywania tego szpila temperatura urosła do niewyobrażalnych rozmiarów, wielu wylądowało w szpitalu przez problemy z sercem, i mimo że wiedziałem jaka odpowiedzialność leży w podjęciu pada i ilu ludziom może to zaszkodzić, postanowiłem że zła się nie ulęknę i wyruszyłem w podróż z ostatnią póki co grą Itagakiego. Devil's Third to stara szkoła japońskiej abstrakcji z 6 generacji konsol i feelingu związanego z tym, zajebiści bossowie, dialogi pisane po kilkudziesięciu kilogramach koki wciąganej z majestatycznej katany, szkoda że ta "najgorsza gra roku" poszła w multi online, grało mi się zajebiście. Sztos. Ostatnia Zelda w 3D, która mi pozostała to Skyward Sword, więc ruszyłem z wiilotem w łapie w następną podróż blondowłosym elfikopodobnym chujkiem, epicka podróż, z lataniem na ptaku w chmurach co jest przekozackie! Jednak gierka pozostanie w pamięci na dłużej ze względu na coś innego, a dokładnie ostatniego bossa. Tak przebojowej, epickiej, wykańczającej walki nie miałem w żadnej Zeldzie, a uczucie że jest się kozakiem nad kozaki podobne do Super Power Linko w Majora's Mask, tylko że tam trzeba było zmasterować grę na maksa, aby to ujrzeć, tutaj jest to fabularne. Po Wii wróciłem do PSXa, Koudelka Iassant to moje paliwo! Wymieszanie gatunkowe, mroczny gotyk horror, genialnie prowadzone 3 postacie o zupełnie innych charakterach i Koudelka, którą nie jeden by pukał jak by wyszła z TV. Musiałem. Potężny klimat. Przechadzając się po chodnikach Nowego Jorku, Ultimate Being się nie ulęknę. Jak już mówimy o dupach to Aya Brea potrafiła zmusić zapewne do trzepania kapucyna 20 lat temu nie jedną ofiarę własnej wyobraźni. Kultowe, klimatyczne Parasite Eve, z Nowym Jorkiem w klimacie filmów kryminalnych/sensacyjnych ubiegłego wieku, ale oprócz chwili z ostatnim bossem i sławnym trollingiem z sejwem podczas ucieczki, no i może trochę piętra w jednym takim wieżowcu w New Game Plus - o wiele za łatwa, szczególnie, że gdybym używał jednej mocy z ostatnim bossem, to w ogóle bym się z nim nie męczył, tak dokładnie - Liberated jest overpowered w hooy. Po ddsie zrobiłem sobie chwilową przerwę, ale ciągle miałem w głowie pytanie jak to się tam rozwinie w drugiej części - i się rukwa rozwinęło tak, że nie mogłem spać po nocach, bo Cyber shaman nawiedzał moją wyobraźnię. Przepotężne uniwersum, z mocarnym rozwinięciem, które nie pierdzieli się w tańcu. Digital Devil Saga 2 to prostu miazga, chyba najlepszy mój smt like póki co. Ekipa Darkstalkers to przepotężny feeling bycia cool, saturn z kartridzem bujał się jak poebany, a to jak ta gra wygląda w ruchu, wiedzą tylko nieliczni. Killer sony, który dla bezpieczeństwa tej firmy nie został wydany przez segę i capcom w tak idealnej wersji poza granicami Japonii. 40 h, w sumie teraz troszkę nawet więcej, wszyściutko odblokowane i Morrigan nawiedziła mnie w nagrodę podczas wiosennej nocy, uffff co tam się działo panowie... to przechodzi ludzkie pojęcie. W międzyczasie doswiadczyłem ręki wirtualnego boga, ujawnił się w postaci Sin & Punishment: Successor of the Skies, nie będę o tym wiele pisał, bo to dla mnie doświadczenie religijne, a Treasure to mistycy. Arigatou! Po tych lotach postanowiłem, że zostanę piratem, więc odpaliłem w końcu Skies of Arcadię, w wersji na GC. Epicka podróż, walki na statki, abordaże, niedający się nie polubić główni bohaterowie. Fabularnie jednak kiepsko, twisty to jak dla pięciolatków, ale nie tym ta gra stoi, to tylko wymówka do podróży życia, przygody, eksploracji, tylko że zamiast morza dryfujemy w chmurach. Contentu najebane jak w Disneylandzie, i to jest po prostu piękne. 10.000 Bullets od Taito miało zostać shmupem, ale coś tam nie pykło i poszli trochę w eksperyment tworząc... feeling shmupa w stylistyce strzelanki tpp z bullet timem, niczym max payne, czy enter the matrix, z nawet fajną fabułką, ciekawie przedstawioną narracją i kilkoma endingami. To już gierka dla sowitych popaprańców jarania się gamingiem i ktoś kto chce się wyłącznie dobrze bawić dając oceny 8/10 fajne/spoko/polecam niech tego nie rusza, nie dla psa kiełbasa. Podczas 3 nocy na katowickim osiedlu było słychać dźwięki rozbijanych talerzy, krzyki i miałki kotów (?). Policja reagowała nie raz, ale zrozumieli w końcu... że tak wygląda gra w coopie w urocze Pocky & Rocky. Potężny szpil od Natsume, który wkrada się do waszych serc jak komandos, zmuszający do poznania gierki w 100% i bycia w niej kozakiem, aby ją w ogóle ukończyć. Wspaniały powiew starej dobrej, wymagającej szkoły gamejitsu. No to czas na dwójeczkę.
Jedziemy dalej starość nie radość, a gierki trzeba kończyć, pozdrawiam łajbę nikogo!