Baten Kaitos - kiedy myślę teraz o tej gierce, to trzeba przyznać kilka rzeczy, po pierwsze system karciany wyszedł średnio, z jednej strony mamy tę paletę tysiąca kart jak nie więcej, z drugiej ten potencjał ogromu talii i możliwości nie został dobrze ujarzmiony. Walka po prostu jest dziwna, a to przez założenie oprócz tur z atakiem tury z obroną, gdzie dochodzą następne karty i tasowanie. Wydawałoby się, że mechanika zajebiście rozbudowana, ale w praktyce ta tura z obroną po prostu się nie sprawdziła, najzwyczajniej w świecie jest zbędna i wydłuża walkę o niepotrzebny czas. Fabularnie jest bez fajerwerków i najmocniej ratuje to postawienie gracza jako ducha należącego do drużyny, burzona jest wtedy czwarta ściana przegenialnie, bohaterowie odwracają się w naszą stronę, pytają nas o zdanie i czujesz, że należysz do tej ekipy. Motyw z odnalezieniem zdrajcy wśród naszej drużyny również robił przez to robotę. Jednak już sama historia jest taka sobie, zabrakło czegoś mocniejszego takiego kopa na miarę epickiego twistu, bo trochę robi się przewidywalnie. Ostatni boss to ogólnie beka i system walki leży. Z drugiej strony panowie, tutaj siedział Yasayuki Honne przy wizji artystycznej i grafice. Tła są po prostu wykonane na poziomie sztuki, fenomenalnie i chyba nie widziałem lepszych miejscówek i lepiej narysowanego świata w grach wideo, po prostu położył mnie na łopatki swoim kunsztem ten chłop. Klimat jest budowany właśnie za pomocą zgrabnej kreski Yasayuke i nie mam pytań, ten człowiek wyprzedził lata świetlne w gamingowym dizajnie. Nawet Capcom i RE1make nie mają podejścia do tego co tam widziałem. Warto to zobaczyć na własne oczy, zresztą wymasterowałem gierkę bo musiałem zobaczyć na własne oczy wszystkie konstelacje gwiazd które zbieramy, to o czymś świadczy. 7,5/10 (GameCube).
Clock Tower - Snes potrafi w horrory, 16 bit potrafi w horrory!!! Jenniffer i dom z psychopata z nożycami obarczony okultyzmem w sosie point n clickowym, będącym namiastką nadchodzących już za rok survival horrorów w postaci RE to jest zupełnie inna półka gierek na 16 bit, wiem bo tak wiele przecież w życiu z tego segmentu ograłem . Klimat pełna klasa, zwiedzanie domostwa, randomowe lokacje przy każdym podejściu, pokoje z mocnymi motywami dreszczykowca, ta gierka to spełnienie moich marzeń o horrorach na 16 bit kiedy nie wiedziałem co to 16 bit, i ta muzyka, wbite wszystkie 9 zakończeń pozdro pozdro! 9/10 UWAGA - Mini Snes
Die Hard Arcade/Dynamite Deka - wiecie jak jest przysłuchując się dziadkom i ich przygodom z arkejdami, gadają o tych swoich podróżach za dzieciaka na automaty, jak ogrywali te gierki, to człowiek mimowolnie zaczynał tworzyć sobie obraz zajebistości niektórych z nich, o których pojęcia nie miał w tamtych czasach. W końcu dojechałem do Krakowa żeby to zweryfikować, tam ograłem chociaż bez większego poświęcenia się, bardziej luzacko i na szybko bo czasu mało tę gierkę, stwierdzając że to sztos, ale przysiadłem do niej dopiero na serio z staraniem się, aby stracić jak najmniej żyć i przejść na jednej blaszce dopiero na Saturnie. To beat'em up doskonały, nie ma bata w dupie największych betonów fabularnych gierek bo lubią filmy, żeby w ogóle wchodzić do tego kościoła z bluźnierstwami. Nie grałem w lepszego beat'em upa 3D. Nawet piekielnie majestatyczny Zombie Revenge nie ma do tego po prostu startu. Mnóstwo łapanek, których chyba jeszcze nie ogarnąłem w zupełności, strzelanie z broni, QTE w mocarnym stylu, motyw z wspinaniem się po drabinie, czaderskość i witalność gierek w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ta gra to mesjasz, 10/10 Saturn.
Chaos Legion - to, że Astral Chain pierwszy w sprawie legionów nie był udowadnia właśnie Chaos Legion, który wprowadza tę mechanikę na salony jeszcze na PS2, pomysł wyśmienity, jednak zabrakło większej swobody w posługiwaniu się nimi, tutaj polegające wyłącznie na komendach atakuj, broń i w sumie to te najważniejsze. Mocny hack n slash w stylu - mamo boli mnie paluszek. Gierka wciągająca, z średnimi miejscówkami, powtarzającymi się przeciwnikami i killroomami albo jeszcze lepiej - arenami. Za to wciągająca jak diabli przez swoją miodność w niszczeniu tych chmar przeciwników, świetnymi i wymagającymi bossami, nawet fajną fabułą i mocarnymi filmikami przerywnikowymi. Szkoda jedynie, że japoński voice acting uruchomił się dopiero po przejściu gry. Jak na hnslasha przystało mamy oceny na koniec misji, te są przez to krótkie i nastawione na masterowanie i grindowanie statystyk naszych legionów. Sztos od Capcom, 7,5 Ogrywana na PS2.
D - Kenji Eno robił gierki z nastawieniem na kult filmowości w latach, kiedy te nie dawały się jeszcze ujarzmić w taki sposób. Jednakże wracając do gierki, ciężko ją w dniu dzisiejszym nakreślić, mamy 2h nie więcej na jej ukończenie. Polega to na rozwiązaniu kilku zagadek i dotarciu do napisów końcowych. Historia nie jest rozbudowana, dialogów jest z maksymalnie 5, ale tutaj działa coś innego - przekazywanie odbiorcy majestatu obrazu, rzucanie w niego dziwnymi migawkami, surrealizmem i innymi takimi dziwacznymi rzeczami, bowiem D to podróż w podświadomość ojca Laury (to nie spoiler). Gra nie ma za wiele do zaoferowania dzisiaj jak pisałem, ale ma w sobie coś dziwnego, coś co mimo tych graficznych i mechanicznych archaizmów potrafiło mnie przykuć na niecałe 2h do fotela - swoistą teatralność, zrzucenie na nasze barki minimalistycznych przekazów, symboliki, która... rukwa działa, i na końcu te napisy jak wjeżdżają i Kenji Eno, grubasek wlatuje na pełnej, gdzie tam Kojimie do chłopa z powtarzaniem swojego nazwiska wszędzie w gierce. 7/10 Saturn
Enemy Zero - D było krótką, ale sytą przeprawą więc ruszyłem od razu z następną gierką, gdzie główną bohaterką jest Laura. Tutaj już mamy zupełnie inny klimat, gra strasznie uderza w wannabe Obcy. Mamy ekipę na statku kosmicznym wracającą na ziemię, okazuje się że mamy też jednego takiego asa który człowiekiem nie jest a raczej pierdoloną morderczą bestią, której... nie widać. Tak jak D gameplayu jako takiego w ogóle nie miało, tak Enemy Zero już ma. Przez to to jedna z najtrudniejszych gier jakie przyszło mi ograć i piszę to z ręką na sercu - to jest pierdolone piekło. Rejestrujemy bowiem obecność obcego w danej lokacji po dźwięku, dzięki takim słuchawkom i teraz przez 6 podejść nie wiedziałem kiedy strzelać i wyczuć odpowiedni moment. Nasza broń musi się naładować, ba po jednym strzale często trzeba lecieć do specjalnego punktu gdzie naładujemy ją na oddanie jednego strzału... I teraz wyobraźcie sobie słyszycie pikanie kiedy wbijacie w jakiś korytarz idziecie do przodu pikanie przyśpiesza nagle słychać jakiś ryk pikanie szaleje a ty już dawno spanikowany straciłeś strzał, który zabija wyłącznie przy jednym dźwięku (ciężko wychwytnym serio, na dodatek masz kupsko w dupie i boisz się tego słuchać), a jak nie trafiłeś to umierasz. Teraz na normalu mamy 64 punkty baterii w takiej krótkofalówce, 4 punkty to możliwość zasejwowania, 2 punkty to wczytanie (nie da się tego za jucha obejść). Dodajmy do tego trochę labiryntów, zagadki, brak znaczników gdzie iść haha i jebane obce wszędzie. To horror, nie tylko w klimacie, ale również w gameplayu, płakałem w poduszkę po straceniu ostatnich 2 punktów na wczytanie żeby w panice umrzeć po kilku krokach i nie ma przy tej grze wstydu, rozpacz to jedno z uczuć, które przychodzi z ogrywaniem tej gry naturalnie, tak ma być. Piekielnie trudny filmowy sztos z namiastką jakiegoś gameplayu, co odróżnia tę gierkę tak mocno od D. Co jeszcze było pojebane, na samym końcu przebiegamy przez korytarz bez sprzętu dzięki któremu słyszymy pikanie przeciwnika i nawiguje nas komputer mówiąc do mnie po... japońsku, dobrze że ogarniałem podstawy i dałem radę ogarnąć proste słówka typu w lewo prawo strzelaj, bo bym się chyba obsrał. Na nagrobku mi napiszą, powiedziałem też to dziewczynie, żeby pamiętała - ndl, człowiek który ograł Enemy Zero PO JAPOŃSKU. Pozdrawiam 8/10 Saturn
Silent Hill 3 - czyli część Silenta z Heather, bez tytułowego prawie że miasteczka WTF, wiadomo. Z horroru psychologicznego poszli w dokończenie aktu z jedynki, no cóż nie ma tutaj motywów z Zbrodnią i Karą dwójeczki, nie ma za bardzo metafor do życia każdego z nas, jest za to jednokierunkowe nastawienie w celu zamknięcia po prostu fabułki z jedynki i czy to źle? Tak i nie, bowiem w Silencie uwielbiam te rozkminy metafor, narzucanie stylistyką i obrazami konsternacji w naszych mózgownicach i chwilę na zadumę nad własnym życiem, żądzami i pragnieniami. Tutaj tego nie ma, no może trochę przez ukierunkowanie Heather w stronę zemsty. Ale za to formą ten silent to najwyższa półka horrorów, genialna spowiedź, przekozackie makabryczne sceny, dom ze strachami, no ma momenty potężne ta giereczka, nie ma w ogóle gadania. Szkoda jedynie, że tak mało miasteczka, które przez połowy gry przychodzi do nas, rzeczywistego świata upominając się o swoje. Założenia twórców kontrowersyjne, ale mi się to koniec końców podobało, szkoda że sama Heather taka średnia jednak w przypadku osobowości. 8/10 PS2 (fun fact po ogrywaniu po raz kolejny tej gierki, jak masz sejwy na memorce z dwójeczki silenta to podczas grania w trójkę w niektórych momentach triggerują się filmiki nawiązujące do genialnej dwójki, byłem w szoku).
Xenoblade Chronicles Definitive Edition - definitywna ostateczna i najlepsza wersja klasyka z WII, must play i juch. 9/10 Switch
Shin Shinobi Den/Shinobi X - pokaz aktorski, przekozackie filmiki nadające feelingu otoczce. Platformer ninja w klasycznym stylu, gdzie pierwszy raz zerwano z rzucania shurikenami albo innymi mocami w serii na rzecz posługiwania się orężem, co zrobiło z gierki po prostu miodny szpil, mocarna gierka, wymagająca i satysfakcjonująca, boss uberjapończyk punkowiec koks! 8,5/10 Saturn
Deadly Premonition 2: Blessing in Disguise - Abstrahując od tego że gierka działała jak gówno itd. i chyba dalej działa to jednak dalej ma w sobie magię, która wzywa cię do podjęcia pada i grania mimo nieprzyjemności które narzucają klatkowania i inne tego typu rzeczy. Ciekawa historia z voodooooo w tle, świetne monologi/dialogi Zacha/Yorka, ale gorsze niż w jedynce. Historia jest dziwnie rozłożona, bowiem po ograniu w ogóle nie pamiętałem środka gry, tak jakby nic się tam nie wydarzyło, czegoś rukwa zabrakło poważnie, czegoś oddzielającego początek i koniec od środka historii, nie mam pojęcia jak oni to odjebali. W tej części dorzucono przesłuchania naszego Zacha, które są klimatyczne i zajebiste w juch i przypominaja tak mocno przesłuchania wyniszczonego przez życie głównego bohatera pierwszego sezonu Detective, zresztą cała częśc uderza mocno w ten serial, końcówce zabrakło jednak jaj. Ciężko mówić o dwójce, to gierka w stylu Shenmue 3, dla fanów, nawet historia jest powiązana z jedynką więc nie warto bez ogrania poprzedniczki podchodzić do tej gierki. To samo tyczy się innej kwestii, tak jak wg mnie jedynka stworzyła sobie bazę fanów, potrafiła dotrzeć do ludzi, tak dwójka nikogo nowego już nie przyniesie, jest taką wisienką na torcie dla ludzi co pokochali jedynkę, ale nie ma siły stwórczej tak jak poprzedniczka aby dotrzeć do kogoś nowego, to jest jej największy minus wg mnie. Mimo wszystko dalej jest zajebistym, uroczym przeżyciem i Swery dał jednak jako tako radę - 7,5/10 SWITCH
Binary Domain - Sega jakie kozaki haha, do teraz najlepszym moim shooterem na poprzednich konsolach był Vanquish, ale Binary pozamiatało jednak w kilku kwestiach gierkę Platinum, epickie akcje, zawalające się budynki, super ekipa i kontakt z nimi, rukanie chinki, chinka, jeszcze raz chinka i w ogóle ta chinka snajperka . Nawet spoko dialogi i zajebista nawet jak na shootera fabuła, plus ten klimat robiony kanji i japońskimi znaczkami na ścianach, reklamach i w ogóle, japoński cyberpunk wannabe w juch. Zajebista mechanika z rozwalaniem robotów, walniesz im headshota to ci zaczynają strzelać do swoich towarzyszy, strzelasz po nogach to się czołgają itd. Naprawdę zajebiście się je rozwalało. Do tego dodajmy jazdę na pseudomotorze wodnym, kolejce (no siema Gearsy) i kilka bajerów umilających grę. KOZAK. Szkoda jedynie, że samo strzelanie nie jest tak dobre jak w Vanquish. 8/10 PS3