Mi też fabuła MGS2 nie podeszła tak bardzo jak przy trójce. Prawdopodobnie miały na to wpływ następujące czynniki:
- ciotowaty główny bohater, bardziej pasowałby do jakiegoś jRPG'a niż do poważnej (niby) gry akcji
- za duży misz-masz; terroryści, mechy, ninjasy, zjawiska paranormalne, eksperymenty na genach, brazylijska telenowela, patos wylewający się litrami z konsoli. Nie twierdzę, że MGS3 taki nie jest, tam jednak wszystko wydaje się bardziej spójne i lepiej strawne.
- za dużo komedii, zarówno na filmikach (Fatman, papuga) jak i podczas samej gry (Raiden wywalający się na ptasich fekaliach, biegający na golasa po terenie nieprzyjaciół)
- nagromadzenie rozmów przez Codec, mało co tak stopuje akcję jak przydługawe dialogi
- fakt, że najpierw zagrałem w MGS3, po tej grze żadna inna historia nie smakuje już tak samo
Oczywiście nie śmiałbym twierdzić, że scenariusz Sons of Liberty jest słaby, wręcz przeciwnie - jest świetny. Wciągający, zaskakujący, mocno filozoficzny. Jednak w ogólnym rozrachunku to właśnie Snake Eater wypada na tym polu lepiej. IMO.