Ja cały czas podtrzymuje swoją opinie. W warstwie czyto gameplayowej rewelacja 10/10, natomist jeśli chdzi o przygodę, klimat, świat, postacie kupa i kaszana.... Szczególnie biednie i bezpłciowe są dungeony....
dla mnie Zeldy to przede wszystkim KLIMAT świata Hyrule widzianego w różnych odsłonach.
przez klimat rozumiem takie smaczki jak wejścia, przejścia, skały, drzewa, gdzieś się wspina, coś się ogląda z daleka a potem się tam idzie itd. itp.
w każdej Zeldzie jest coś takiego co urzeka, mogę długo mówić o każdej w którą grałem.
na przykład w Wind Waker rewelacyjnym smaczkiem jest oglądanie kolejnych wysp z oddali, kiedy widać jeszcze szare kontury, po czym jak się przybliżamy to widać coraz więcej i więcej aż w końcu widać WSZYSTKIE szczegóły i wysiadamy sobie pozwiedzać. w PH położono ten element wprowadzając jakieś biedne zastępniki wysp oglądane z morza, po czym po przybiciu do przystani wyspa okazuje się wyglądać jednak nieco inaczej niż z morza, nadal biedne, ale jednak inaczej.
w TP mnie z kolei, mimo liniowości fabuły, urzekały miejscówki. wspaniała była wspinaczka po lodzie do hatki bigfoota i jego małżonki, jezioro hylia gdzie wysoko w górze, obok słońca, widać było most, po którym z kolei też można było chodzić i oglądać jezioro z góry. pewnym wyznacznikiem zeldowatości jest też dla mnie duże miasto, jakaś taka oś całego świata, do którego można wrócić, gdzie są gierki, widoczki.
tego w PH brakuje i dlatego mówię, że ona jest biedna. gameplayowo może i rzeczywiście jest mocno zeldowa, z drugiej strony mówiąc szczerze, ten poziom trywialnych łamigłówek w pseudo 3d naprawdę miałem 15 lat temu w Link to the Past, w którego wersję GBA gram do dziś. to dziwne, ale Link to the Past czy Minish Cap wydają mi się bardziej "3D" niż PH, gdzie trójwymiarowość jest oszukana i sprowadza się do dodania prostopadłych krawędzi do wszystkich płaskich obiektów. momentami miewałem deja vu z Wolfensteina 3D i tej jego pseudotrójwymiarowości, co prawda zupełnie inaczej osiągniętej technicznie, ale też sprowadzającej się do świata złożonego z prostopadłościanów (tak, wiem jak działa ray-casting w Wolf3d jakby ktoś chciał mi wykładać że to jednak nie to samo). w PH animacja biednego prostopadłościanu opadającej ściany w dungeonie albo te biedne, otwierające się drzwi po ich odkluczeniu, w pierwszej chwili powodują wręcz opad szczęki z żalu jak słabo to wygląda.
a wracając do gameplayu - może i jakoś ratowałby on PH, gdyby było co tam robić. tymczasem każda nowa rzecz po PIERWSZYM razie staje się powtarzalna, łowienie skarbów, kopanie, nie wiem, cokolwiek, nawet to rysowanie ścieżki dla bumerangu, bawi za trzema pierwszymi razami, a potem jest już tylko nudnym powielaniem schematu - kolce? na pewno za winklem jest coś w co można rzucić bumerangiem, itd itp.
naprawdę w Link to the Past czy Minish Cap było więcej zróżnicowania, coś zalewało się wodą, chodziło się po różnych poziomach, Link się zmniejszał i zwiększał, jeździł jakimiś wagonikami itd. itp. po prostu COŚ SIĘ ciągle działo, a nie w kółko jeden schemat. celowo przywołuję tak często LtTP i MC jako coś z czym można PH próbować porównywać. do 3d zeld z n64, gacka i Wii moim zdaniem PH nie ma nawet startu.
postać kapitana Dżaka Pirata, który towarzyszy Linkowi przez całą grę, celowo pomijam milczeniem. tak słabego towarzysza podróży się naprawdę nie spodziewałem. po trzech tekstach postanowiłem go ignorować i w zasadzie do końca gry po prostu mnie irytował, a prawdopodobnie miał bawić.