Dobra, skończyłem 10 plansz i bolą mnie palce od mashowania krzyżakiem Fizyka wędki jest super-delikatna i najdrobniejszy błąd karany jest śmiercią już od samego początku:
...
Sterowanie można sobie dowolnie zmapować. Standardowo gierka używa tylko dwóch przycisków - jeden do skoku, drugi do wędki, ale imo wygodniej mieć jeszcze pod łopatkowymi ustawione rzuty pod kątem, bo circle pad się tak sobie sprawdza w celowaniu.
Przyzwyczajenie się do operowania wędką zajmuje chwilę czasu. Przede wszystkim trzeba się nauczyć rozhuśtać Umi. Robi się to skracając w odpowiednim momencie wędkę wciskając dół na krzyżaku w połączeniu z bujaniem się na prawo/lewo. Dlatego też kciuk boli, bo łatwo przegapić moment w którym należy odczepić wędkę i można zaczynać całą zabawę od początku. Levele są krótkie, parominutowe, więc częsty retry aż tak mocno nie boli:
a jak się już raz załapie mechanikę, to tą linką można WSZYSTKO, nawet wykonać ćwierćobrót na platformę zwisając z jej dołu.
Plansze w Sayonara UmiharaKawase są tak sadystycznie zaprojektowane, że wymagają wielokrotnego przejścia w celu znalezienia ukrytych drzwi:
Trzeba się wyuczyć skoków, nabierania pędu z przyczepioną gdzieś wędką czy właśnie huśtania, bo za pierwszym podejściem zebranie najprostszych znajdziek (zbieramy plecaczki) to jakaś abstrakcja. W tym wszystkim na domiar złego przeszkadzają nam jeszcze złe ryby. Tak, ZŁE RYBY. Na przykład rekin żarłacz-ludojad:
Możemy je wędką potraktować i potem w nie wejść (Umi chyba je chowa do plecaczka... ok) ale trzeba pamiętać o tym, żeby nie puszczać przycisku od wędki.
Prze***ana gierka. Jak myślicie, że graliście kiedyś w trudną platformówkę z grapple, to się mylicie. Zagrajcie w Umihara Kawase.
Ten post był edytowany przez Tawotnica dnia: 26 kwietnia 2014 - 03:44