Ludzie, ludzie! TA GRA WYMIATA. Zaczyna się popierdółkowato, jak pustawy hack'n'slash feat. tower defense, ale rozwija się w mega wciągającą, pełną humoru pełnoprawną grę na bite 14h. Aż popełniłem tekst tekst na blogu nintendo:
Gotta Protectors oferuje mnogość opcji jakiej byście się w życiu nie spodziewali po tego typu produkcji. Bohatera możecie uzbroić w trzy aktywne i cztery pasywne skille, a do wyboru będziecie pod koniec rozgrywki mieli parędziesiąt. Każda z sześciu postaci może korzystać z dziesięciu różnych broni, które ulepszycie w sklepiku.
Punktem wyjścia każdej mapy jest zamek. Pozwala on podnosić poziom doświadczenia bohatera za zdobyte w walkach złoto. Jednak nie zamek przyjdzie wam osłaniać tylko dużo ważniejszą księżniczkę, bo to jej śmierć oznacza koniec gry. Lola pełni centralną rolę w balansowaniu rozgrywki Gotta Protectors. Przede wszystkim to Lola leczy. Zatrzymanie się obok księżniczki stopniowo odnawia punkty życia. Wraz z postępem w grze zaczyna używać czarów i uprawiać ziemię, co przynosi dodatkowe fundusze. Ponadto im bliżej jesteście Loli, tym wyższy poziom waszego bohatera albo odwrotnie – kiedy oddalacie się od niej, spada wasz LVL.
Siłą Gotta Protectors jest własny styl i konsekwentne trzymanie się go przez całą długość gry. Odwołania do innych tytułów są subtelne, a dialogi pełne humoru mają daleko do znamion parodii. Nigdy też nie miałem wrażenia, że twórcy na siłę próbują trzymać się ram wyznaczonych przez stylistykę. Weźmy chociażby oryginalną mieszaninę gatunków i ilość spritów na ekranie, które byłyby niemożliwe na NESie. To wszystko sprawia, że Gotta Protectors jest świeżą, charakterną grą zamiast n-tą próbą małpowania 8-bitowych hitów na nowoczesnym sprzęcie.
http://blognintendo....do-przeszlosci/