Zgubiliście kiedyś skarpetkę w pralce? Jak myślicie, do jakiego świata trafiła? Dobrze! Do świata Forgotten Anne. Gdyby gra wyszła na Switcha w pełni bym się spodziewał spotkać tam WiiU. Miejsce zapomnianych rupieci, pełne antropomorficznych krzeseł, butów i innych szybko zastąpionych przedmiotów.
Anne jest w tym świecie egzekutorem, jak mniemam córką (?) władcy, który z jakiegoś powodu musi się spierać z buntownikami, próbujących popsuć jego królestwo.
Każdy przedmiot wykonuje jakąś pracę, za którą w nagrodę dostaje bilet powrotu do świata ludzi. Coś mi świta, że nie jest to do końca sprawiedliwe.
Fabuła z miejsca intryguje, dodajcie do tego ręcznie rysowaną grafikę i cudnie orkiestrowy soundtrack i macie mieszankę, która sprawia bardzo dobre pierwsze wrażenie.
Gameplay z początku raczej przypomina grę przygodową niż platformówkę. Jasne, Anne skacze i biega, ma nawet opcję wysokiego lub dalekiego skoku, ale większość czasu spędza na rozmawianiu ze zgubami i rozwiązywaniu zagadek, aby się dostać do kolejnego pomieszczenia. Mechanicznie wspomaga się magiczną rękawicą, którą może manipulować 'arcus' (myślcie ether czy inna magiczna substancja, która jest paliwem całego królestwa) w celu przekierowania energii do odpowiedniej dźwigni albo uruchomienia skrzydeł, służących do wspomnianych wcześniej skoków wysokich/dalekich.
Ciekawe jest jak można tę substancję zdobywać. Wysysając ją rękawicą z kontenerów to jeden ze sposobów, ale dość szybko staje się jasna rola egzekutora Anne - rękawica służy również do unicestwiania niewygodnych jednostek. Wybór często zależy od samej Anne - zlikwidować ten podejrzany szalik, który się włamał do mieszkania czy przeczekać i zostawić go w spokoju? Prompty w grze można zignorować i dostać wiele mówiący napis 'this situation could have been handled differently'.
Nie wiem czy będzie to miało ostatecznie wpływ na finał, bo grałem zaledwie dwie godziny, ale cała gra sprawia świetne pierwsze wrażenie. Brytyjski voice acting przypomina Laytona, orkiestrowa muzyka tworzy kinowy nastrój, a kierunek artystyczny a la Ghibli chyba widać na trailerach.
Widać jednak w szczegółach, że to gierka indie. Otwierając log z notatkami muzyka się pauzuje, co burzy immersję. Sam platforming jest dość sztywny, taki Prince-of-Persia-1989-sztywny. Pastelowe kolory i powolna animacja w cutscenkach, wynikająca z ręcznych rysunków pewnie nie każdemu przypadną do gustu w dobie CGI.
Jak na mój gust początek zapowiada magiczną przygodę, w która twórcy wpakowali wiele serca. Klimat kojarzy mi się z 'dzielnym małym tosterkiem', bajką którą uwielbiałem za dzieciaka. Takie cinematic adventure to ja mogę ogrywać