Ok. Ok, czytałem że gierka jest dobra.
Gram pierwszą godzinę.
Śliczniutki pixel art połączony z płynnym sterowaniem od razu zapowiada przemiodną przygodę. Otus, tytułowy sowochłopek jest typowym nieudacznikiem. Z początku nawet latać za dobrze nie potrafi, kasztani najprostsze zadania i regularnie za to dostaje opierdziel od swojego nauczyciela.
Nasz Owlboy po początkowym tutku w końcu lata, turla się i obraca w powietrzu. Wiele więcej nie jest w stanie zdziałać. To tylko sówka. Niema sówka na dodatek. Rozmawianie za niego przejmuje najlepszy kumpel Geddy. Mechanik zajmujący się serwisowaniem armat, broniących miasteczko w chmurach.
Główny myk rozgrywki polega na łapaniu i przenoszeniu kumpla, który swoją pukawką potrafi rozdupcyć przeciwników. Przydaje się jednak nie tylko do tego - można go też wykorzystać jako klocek, który stawia się na dźwigni otwierającej przejście!
Wydawało się to z początku niewygodne - tak go podnosić, stawiać, znowu podnosić. Po krótkiej chwili przyzwyczajenia i zdobyciu power-upów mechanika łapania/rzucania triggerami nabrała rumieńcow, już nie wspominając o akrobacjach jakie można wyczyniać dashując.
Owlboy to platformówka w której od samego początku można latać, więc siła rzeczy odzwierciedla się to w dizajnie plansz - przestrzennych, wieloekranowych hubach, w których pełno małych wysp i zakamarków oraz zakręconych korytarzach i komnatach w labiryntach.
Ok. Ok, czytałem że gra jest dobra. Czuć, że gra jest dobra.
Gram drugą godzinę.
Animacja postaci jest fantastyczna. Mimika Otusa, kiedy jest wystraszony, cieszy się bądź smuci. Rechot sów-osiłków nabijających się z Owlboya. Podmuch wiatru na trawie. Mocno widać w jakie drobiazgi te lata pracy poszły. Fenomenalna oprawa.
Nasz nieudaczny bohater staje się powoli pewniejszy siebie i goni tajemniczego mąciwodę, zakłócającego spokój mieszkańców aż do tajemniczej ruiny sów.
Pojawiają się elementy stealtha. Nie takiego gównianego, wpychanego na siłę, ale angażującego nieco mózgownicę i z klimatem. Jest więcej zagadek a la Zelda i konstrukcja dungeonu lajtowo ocierająca się o Metroidvanie z ulepszeniami otwierającymi wcześniej zamknięte przejścia do skarbów.
Jeszcze walki! Nie wspomniałem o walkach, które mocno nabierają rumieńców w okazjonalnych kill-roomach z bossami i mid-bossami. Żwawe, dynamiczne starcia w których trzeba w odpowiedni punkt wlecieć spinem zanim się skorzysta z pomocy Geddiego. Potyczki wykorzystujące kule z wrogiej armaty przeciwko wrogowi. Nawet zwykłe przydupasy są ciekawie zrobione, przykładowo jaszczury ziejące ogniem można równie dobrze co rozstrzelać zalać wodą z podniesionego dzbanka i wysychają.
Ok. Ok, czytałem że gra jest dobra. Spełnia oczekiwania.
Gram trzecią godzinę.
Otus znów zgarnia baty, niekoniecznie ze swojej winy, niby zaniedbał obowiązki jako strażnik. Miasto jest w opresji, a jego zamykają w chacie, żeby niczego więcej nie zepsuł. Oczywiście nasz sowo-chłopek się wykrada i próbuje pomóc!
Stealth już nie jest insta-kill, ale sprytnie wpleciony w pozostałą rozgrywkę, jako opcja żeby nie walczyć i nie tracić głupio energii. Nowe postacie poboczne pojawiające się są jedna lepsza od drugiej. Myślę w tej chwili, że gra już nieźle dostarcza. Ale chilę potem... potem... po tym build-upie SHIT. JUST. GOT. REAL.
Co się w tej grze zaczęło nagle wyprawiać to ja nawet nie. Od groma pocisków i granatów, niektóre można zbijać spinem, inne trzeba omijać. Helikipotery mid-boosy, które spokojnie można określić jako skillowe wyzwanie. Fajerwerki w tle, sekwencje ucieczki, wybuchy i do tego fenomenalny akompaniament orkiestrowy niczym ze staroszkolnych filmów Disneya jak zaczynała się spiętrzać akcja. Jasny gwint, nie mogę uwierzyć w co widzę. Z sympatycznej historyjki o gonieniu żbików po ruinach nagle zrobiła się TAKA GRA, O TAKA DUŻA.
Zajebista rozgrywka z naładowaną emocjonalnie historią, która zmiata te wszystkie Ori, Dusty i inne gówniaki starające się być smutne w pył. Do tego art style wktóry wpakowano tonę serca, muzyka wpisująca się w nastrów i przede wszystkim współgrająca z gameplayem. Eksploracja, mini-zagadki, walki, stealth, ucieczki, interakcja między bohaterami & freakin' Otus my (owl)boy! Mlaskałem przy cut-scenkach, takie to dobre.
Ok. Ok, czytałem że gra jest dobra. NIE MIAŁEM POJĘCIA, ŻE TO TAKA RAKIETA.
Ten post był edytowany przez Tawotnica dnia: 13 lutego 2017 - 20:50