Kolejna gra z serii zaliczona. Powoli zbliżamy się do konkluzji.
Czysto gameplayowo to co uderzyło mnie w III części to zdecydowany bump w poziomie trudności, przez pierwsze 1,5- 2 rozdziały. Znacznie osłabiono wiele ze strategii stosowanych w poprzednich częściach (ot advantage od ciachnięcia wroga na polu od tyłu mieczem trwał długo w poprzednich odsłonach - tu wrogowie zaraz mają swoją turę), zresztą notorycznie walki wymuszone scenariuszem zaczynają się od potężnego ataku wroga, który sprawia, że często od początku jesteśmy w defensywie i dopiero po kilku turach możemy przejść do sieczki. Gra też wymusza skupienie się na jednym wrogu i oszczędzaniu najmocniejszych ataków - bo praktycznie, każdy poważniejszy przeciwnik, gdy traci 30-40% życia, odzyskuje część zdrowia i podnoszą mu się statystyki co powoduje konieczność szybkiego wykończenia go, bo dopakowany przeciwnik potrafi szybko nam się dobrać do dupy. W JRPG uzdrawianie się przeciwników jest mega wkurzające, a tu potrafią to robić kilkukrotnie . Dopiero odkrycie jak istotne jest odpowiednie wykorzystanie statusu break (poprzez dobranie odpowiednich quartz i użycie odpowiednich ataków (ataki mogą zadawać duże obrażenia ale mało nabijać pasek break i na odwrót) oraz rozkazów pozwala nam uzyskać stosowną przewagę i przejąć inicjatywę.
Jeśli idzie o grafikę to nadal tęsknię do 2-D ludków, ale ewidentnie gra wygląda już w miarę porządnie. Fajnie jest też zobaczyć taką ilość starych postaci trochę podrośniętych. O muzyce nie muszę nic pisać - to Falcom.
Z kwesti fabularno-postaciowych - to ja chyba nie lubię Reana - w sensie jest ok, ale mam wrażenie że to poślednia wersja LLoyda. Męczy mnie to, że każda postać kobieca ma kisiel w majtkach na jego widok (tak wiem z LLoydem było podobnie, ale tam było to mniej rażące po serii Liberl, gdzie graliśmy Estelle). Pomimo, iż III i tak trochę zeszła z haremowego tonu od II i I, to absolutnie oczy mi się kręcą w orbitach, kiedy czwarty raz ponownie spotykające się dziewczyny komentują komu urosły dytki od ostatniego spotkania w obrębie JEDNEJ gry. Nie jestem jakimś nakręconym feministą (feministom, feministem???), ale mam wrażenie, że postacie kobiece są zdecydowanie słabiej napisane, niż we wcześniejszych częściach (choć ciągłe dwuznaczne teksty Musse do Reana często mnie rozbawiały). Rezurekcja też nie do mnie nie przemówiła (lubię jak dead characters stay dead). Natomiast na plus nowe postacie - mam wrażenie jak Kazuo, że nowe postacie są ciekawsze od starej klasy VIII - szczególnie Juna będąca uczniem z okupowanego Crossbell, ucząca się w kraju najeźdców i odkrywająca że w Erebonii też są uczciwi i dobrzy ludzie. Miałem też wrażenie że trochę za dużo się dzieje fabularnie i nie do końca - tu jest tyle warstw fabuły - poziom szkolny - Rean stawiający pierwsze kroki jako nauczyciel, walka między filią a głównym kampusem, status podbitych terenów, cała polityka w Erebonii, do tego jeszcze Armia, bracer guild, najemnicy Ouboros i nowa frakcja w walce zakulisowej o uratowanie/zgładzenie świata, nie wspominając o perypetiach poszczególnych postaci, starych i nowych których robi się już pierdylion i tych wszystkich mini historyjkach NPCs - dzieje się, ale czasem mam wrażenie że część wątków jest mocno po łebkach i ciężko się wczuć w niektóre akcje (ot rywalizacja klas) i przyznam, że mniejsze wątki mnie już czasem nużą - I want the good stuff. Ale to jest po prostu gigantyczne powiązanie fabularne - powoli zbliżamy się do lore Warhammera albo extended universe. Sam byłem zdezorientowany przez pierwsze kilka godzin czemu przeciwnik z dwójki jest nie dość, że sojusznikiem to jeszcze przełożonym (jest wytłumaczone później w grze w sposób satysfakcjonujący), bo sporo się działo pomiędzy II oraz III, a o powodach i przebiegu dowiadujemy się dopiero w trakcie gry. A i jedno zastrzeżenie do Juny - ciągle biadoliła o Lloydzie, jak go podziwiała i tak dalej i za cholery nie mogłem sobie jej przypomnieć z Crosbell - jest ona niestety retconowaną postacią, co jest o tyle szkoda, że wydaje mi się, że można było użyć, któregoś z NPC. Natomiast powrót do Crossbell jako części Erebonii było naprawdę mocnym momentem gry - przecież walczyłem o to miasto niespełna trzy gry temu . Ale i tak zważywszy na ilość wątków można tylko pochylić głowę z szacunkiem nad takim uniwersum. Aż się łezka w oku zakręca jak przypomnę sobie, że to wszystko zaczęło się od marzenia Estelle o byciu bracerem. O power levels już mówiono - za cholery po tej części nie wiem kto co potrafi i kto jest silniejszy od kogo.
A i wersja na Switch ma niestety nie dość, że tendencję do chrupania w mieście, to jeszcze mi się dobrych 10 razy zawiesiła.
Żeby nie było grało mi się i tak dobrze i to wciąż jest świetny JRPG, ale brakuje tego jednego poziomu od tego co doznałem w Liberl oraz w Crossbell i powiem szczerze, zaczynam się martwić czy seria jeszcze wzniesie się na poziom poprzednich dwóch arców, ale nawet na tym poziomie można być zadowolonym. Mocne 8.
A na koniec czysto statystycnie - przejście III części zajęło mi prawie 80 godzin, a łącznie seria podbija licznik do 640 h . Toć to można się języka nauczyć w tym czasie języka obcego. Aaaa i tradycyjnie jak by ktoś chciał się skusić na dołączenie do fan klubu serii to wciąż cholernie polecam zacząć od TitS albo od chociaż Sagi Crossbell.
Ten post był edytowany przez drAKul dnia: 11 sierpnia 2023 - 13:39