łosoś? Chyba łosośMam 25h nabitych i zabitego bossa, który wydawał mi się być end-bossem, więc najwyższy czas coś skrobnąć o Lost Sphear.
Setsuna bez śniegu, z lepszą fabułą i bardziej dynamicznym, ale mniej spójnym systemem walki. Tak w jednym zdaniu można streścić LS.
Zacznijmy od mocnych stron gry, czyli samego konceptu na historię. Kanata, główny bohater posiada moc przywracania znikających fragmentów lądu przez wspomnienia zebrane z potworów i wyłuskane z dialogów napotkanych mieszkańców. Myślcie odkrywanie mapki w Dragon Quest VII, tyle że bez zagmatwanych podróży w czasie. Tajemnicę zanikającego świata kryje księżyc, który tak pięknie wita graczy już na okładce.
Jeśli lubiliście sentymentalnie napisane dialogi z IAS, senny klimat i poczucie przygody - poczujecie się jak w domu w Lost Sphear. Jest typowo jRPGowe zbieranie ekipy, może nie tak barwnej jak w serii Bravely, ale na pewno ciekawszej niż w Setsunie z paroma fajnymi twistami (Locke i Galdra są najlepsi). Jest drama, powątpiewanie bohaterów w słuszność swojej misji, jest backstabbing, lore co się stało X lat wcześniej, niezły mindfuck po zakończeniu - fabularnie bardzo przyjemnie uknuty erpeg, posiłkujący się stereotypami gatunku, wcale nie nudząc przy tym.
W ogóle dużo jest łażenia po miastach i gadania z ludźmi, sporo cutscenek i czytania. Często miałem nawet wrażenie, że dungeony i walki to taka jakby zagryzka między kolejnymi rewelacjami fabularnymi. Przyczynił się do tego pewnie dość niski poziom trudności i taka sobie wariacja systemu walki na temat serii Chrono.
Zasadę Active Time Battle każdy, kto się interesuje gierką powinien znać, więc nie będę tłumaczył. Względem Setsuny LS dodaje pozycjonowanie postaci, co w połączeniu z atakiem z zaskoczenia, włażąc wrogom w plecy pozwala czyścić cale kill-roomy w jednej turze.
walka nie zawsze daje radęMożna wybrać między w pełni aktywnym i semi-aktywnym systemem, gdzie ten drugi zdecydowanie lepiej się sprawdza, bo można na spokojnie pozycjonować postacie np. trzymając analoga między dwoma potworami, aby zaatakować obydwa. Mega upierdliwe jest auto-naprowadzanie postaci na konkretnego przeciwnika, bo zamiast dupnąć AOE dokładnie pomiędzy dwóch złoczyńców AI będzie was poprawiać na jednego. Dlatego trzeba trzymać gałę i biec!
Tak a propos gały, to prawą też musicie sprawnie operować. Znaczy wyczuć jakiego przeciwnika targetować. Ja już nie wiem czy to idzie zgodnie ze wskazówkami zegara czy po od lewej do prawej po kolei, po prosty pstrykam prawym analogiem aż mi najedzie na odpowiedniego wroga. Pamiętajcie, że dla postaci bijących z dystansu możecie wybrać wroga w którego celujecie i potem oddalając się od niego naprowadzić jak najwięcej innych potworów pod celownik. Tak jak pisałem, poziom trudności jest niski, więc nie trzeba wiele kombinować, ale takie zmiecenie pięciu ziutków na raz daje satysfakcję.
Dobra, trochę wyżej pisałem, że system walki jest mało spójny. Czemu? No bo rezygnuje ze sprawdzonego zarówno w Chrono Trigger jak i w Setsunie systemu kombosów na rzecz... mechów, uruchamianych triggerem podczas walki. Niby fajny pomysł, ale wykonanie imo kompletnie spaprane. Raz, że mechy korzystają z oddzielnego paska many, tzw. VP. Ten pasek można odnowić jedynie w śpiąc w hotelu bądź przez specjalne, bardzo rzadkie itemy. VP są w związku z tym mocno ograniczone i zazwyczaj je trzeba trzymać na bossa. Do tego dochodzi, że ich umiejętności specjalne są odblokowywane poprzez progres w fabule i znajdywanie wieżyczek w overworldzie. No weź. Tak ślamazarnie rozwijanego systemu dawno nie widziałem. Dopiero pod koniec gry jako-tako da się z tych vulco-mechów korzystać, przez większość gry są bezużyteczne (poza rozwalaniem głazów w
dungeonach).
Problem ponadto stanowią te wszystkie ich specjale, dla każdej postaci inne. Kanata ma przykładowo cross-attack, gdzie z drugim mechem łączy siły, żeby mocno ciachnąć. CIACH CIACH. Inna postać dostaje jakieś 10 sekund na wybranie trzech ataków, który wykonuje sukcesywnie. Wybierając odpowiednią kombinację można zrobić super-duper-specjal. No niby spoko, ale użyjecie tego może z 6 razy w ciągu całej gry
Wolałbym jakiś zwięzły, wspólny mianownik tego wszystkiego zamiast takiego dzikiego misz-maszu.
Eq i pakowanie ataków specjalnych (tych normalnych, nie mechów) działa tak jak w Setsunie. Wciskając w odpowiednim momencie przycisk uruchamiacie momentum mode, który daje boosta dla danego ciosu. Jeśli bóg RNG się zlituje to ten boost się zapisze na zawsze w ciosie i możecie zmienić modyfikator, żeby dostawać przykładowo +phys atk, +mag atk, +evasion na raz jak dobrze wyfarmicie. Żeby było jasne dla niezaznajomionych z grami Tokyo RPG Factory: używacie
cały czas skilli, o ile tylko macie możliwość uruchomienia momentum mode (taka kulka niebieska przy postaci). Nie bijcie postawowym atakiem, to jest ostateczność jak nie macie many albo zbieracie więcej kulek na momentum.
Tak a propos ekwipunku to jest jedna rzecz, która mnie mierzi - jego upgradowanie. Otóż każda broń czy zbroję można aż do siedmiu razy podpakować kryształem. Od czerwonego do złotego, które kosztują coraz więcej hajsu. Niby znowu spoko pomysł, ale biorąc pod uwagę, że w każdym kolejnym mieście dostępna jest dużo lepsza broń tylko psuje rytm gry. Przykład: trafiam do trzeciego miasta, wesoło sobie dopakowałem miecz+2 (zużyłem dwa kryształki na niego, ok. 3500g). Miałem pewnie jakieś +62 ataku, nie pamiętam dokładnie. No i w sklepie jest mieczyk +54 ataku. Kupisz i ulepszysz o jeden kryształ to może będziesz miał 65, ale równie dobrze może być 61. Zanim nie sprawdzisz to nie wiesz. Wiadomo, że pod koniec dnia na maksa ulepszona broń z późniejszego miasta będzie lepsza, ale nie zawsze są dostępne odpowiednie gemy albo kasa od razu. Do tego dochodzi, że różne bronie mają różne elementy (woda, ogień, etc), więc gra niby zachęca, żeby je trzymać i ulepszać... tylko, że jest tak łatwo, że chyba nie warto sobie tym głowę zawracać.
czasem Lost Sphear potrafi wyglądać ładnieTwórcy nie pomyśleli nad poprawieniem niektórych bolączek Setsuny jak segregowanie itemków alfabetycznie. Yup, dalej idąc do restauracji trzeba się przebijać przez dziesiątki tabelek, żeby szefowi sprzedać słonecznego pomidora.
Nie wiem co sądzić o Lost Sphear. Setsuna mnie oczarowała mimo wad, ale dla LS przez to, że jest 'drugie' już nie jestem taki łaskawy. Nadal się dobrze gra, bo to solidnie wykonany powrót do przeszłości, ale brakuje tej magii - czyli śniegu i jednostajnej muzy
Nie zapamiętałem ani jednego kawałka z Lost Sphear, a jestem już po creditsach i zaraz skończę pewnie post-game. Graficznie jest ok, momentami nawet ładnie, ale ogólnie brakuje tej magii, która czyniła imo Setsunę wyjątkową giereczką.
Ten post był edytowany przez Tawotnica dnia: 23 lutego 2018 - 21:24