Watatatatatata!
Przez weekend wjechał Kenshiro, bo gdzieś mi się obiło o uszy że westerny teraz w modzie. Chociaż nie wiem czy to się akurat pod western kwalifikuje
Nieważne. Jak wjechał tak został w napędzie, bo wreszcie za IP zabrali się developerzy czujący klimat Hokuto No Ken.
Nie wiem czy można było lepiej dobrać niż Yakuza Studio. Znaczy, Platinum zawsze i wszędzie do naparzanek by się nadawali, szczególnie do tak przerysowanych jak Fist of The North Star, ale Yakuza w skórce HnK to był strzał w dziesiątkę, bo post apokaliptyczny świat pełen durniów wydaje się idealny na zabawne side story, potyczki uliczne i dramatyczny voice acting.
Dla niewtajemniczonych - Fist of the North Star to taka japońska zrzynka z Mad Maxa w której główny bohater, Ken palcuje czułe punkty wrogów, sprawiając że wybuchają im głowy. O tak:
*hapudyszszsz*Populacja tego świata składa się w 90% z napakowanych punków (pozdro DMC), jeden brzydszy od drugiego i oczywiście każdy szuka zaczepki. Beat 'em up rodem z Kamurocho miesza się z tym tak naturalnie jak poryte minigierki typu rozwalanie tłumoków na motorach kawałkiem metalu. Graficznie szału nie ma, ale postacie są rozpoznawalne na pierwszy rzut oka i VA jest na poziomie. Tak a propos VA, nie da rady przesłyszeć, że Kenshiro to Kazuma, Jagi to Majima czy Lin to Haruka. Dla fanów obydwu serii to niezła gratka.
Szkoda tylko, że główny wątek jest mega przegadany. Ja wiem, że to jeden z atutów Yakuzy, ale ta sama konwencja niekoniecznie funkcjonuje w uniwersum HnK. Nie potrzebuję kwiecistych dialogów i ścian tekstu, przecież w mandze też się czytało bańki co najwyżej jednym okiem.
Do tego sam świat jest dużo ciaśniejszy i mniej dopracowany niż Kamurocho i okolice. Pierwsze 4-5 rozdziałów są pełne blokad i niewidzialnych ścian, po których otwarciu może parę godzin można się pobawić zanim jeżdżenie po pustkowiach staje się wtórne. Najlepiej to uwidacznia 'treasure hunt', czyli przypadkowo wypadające z wrogów mapki, które zaznaczają jeszcze bardziej przypadkowy punkt na mapie do którego trzeba dojechać w określonym czasie. Na domiar złego to zadanie poboczne jest ściśle powiązane z salonem arcade, bo tylko w ten sposób można znaleźć nowe maszyny do salonu. Raz nawet miałem sytuację, że mapka rangi B pojawiła się w niedostępnym dla mnie fabularnie miejscu. Not cool, bro.
System walki za to sprawił mi więcej radości. Też oczywiście wzoruje się na przygodach Kiryu, ale jest przeładowany do granic możliwości QTE. Zanim nawet do połowy zdąży się zjechać hp przeciwnika można go wykończyć sekretnymi technikami hokuto. Te oczywiście są cutscenkami po którym wróg wybucha. Ciekawie się zaczyna robić, kiedy zdobywa się możliwość skrótowego załatwienia ziutków szybką kombinacją kółko-kółko. To jest kluczem do wyższego rankingu i moim zdaniem bardzo satysfakcjonujące, kiedy rozwala się całą gromadkę głupców na perfect. Jeśli chcecie jakiekolwiek wyzwanie polecam od razu lecieć na hard, bo normal to śmiech na sali (a ja rzadko gram na wyższym niż standardowym poziomie trudności, więc jest na prawdę bardzo łatwo). Pobawić się można tak czy siak, bo drzewko rozwoju skilli oferuje masę nowych kombinacji:
Nawet w pewnym momencie po włączeniu burst mode można rzucać napisami (wypadają takie czerwone okrzyki śmierci po załatwionych przeciwnikach)
Minigierki w większości też dają radę, chociaż to mocny recycling. Klub z hostessami to już standardzik, baseball wspominałem wcześniej, miksowanie drinków to odrobina WarioWare (Kenshiro w roli barmana
), w arcade znalazłem tylko Out Run i kranik. Najbardziej rozbudowane z tego wszystkiego wydają się wyścigi. Samochód możemy tuningować, a sama jazda to kartonowy arcade racer z przyspieszaczami i nitro, zabierającym energie naszemu wozowi.
Podobać się też mogą liczne odwołania do innych gier Segi. Znajduje się np. kasety z soundtrackiem z PSO, który można puszczać podczas jazdy samochodem. Fanom Hokuto oczywiście jeszcze bardziej przypadną do gustu wszelkie pochowane smaczki. Historia opowiedziana w Lost Paradise nie jest kanoniczna. Na początku można w ramach retrospekcji powtórzyć parę legendarnych walk z przeszłości Kena, ale wiele znanych postaci spotyka się w innych sytuacjach niż w materiale źrodłówym. Jest Rei, jest Toki, jest też ten zjeb który ma na odwrót pressure points, którego imienia nigdy nie potrafiłem zapamiętać. Wszystkim oczywiście Kenshiro musi oklepać mordy. Jestem gdzieś w połowie 9-tego rozdziału i walki z szefkami były bardzo dobre, czasem z niespodziewanym twistem. Np. Jagi:
druga faza walki już była 'normalna'.
Nie polecałbym jednak chwytać się za Lost Paradise bez znajomości mangi albo anime. Cały urok gry na tym polega, że możesz być takim madafakerem jak Kenshiro i samemu wybuchać głowy tym wszystkim nicponiom znanym z serii. Bez tego uroku to niedoszlifowana Yakuza z jeszcze bardziej prostackim systemem walki, więc te 6, 7/10 jakie giereczka średnio dostaje wydają się adekwatne. Za to wielbicie Hokuto i Yakuzy na raz mogą na luzie po oczku dodać do oceny.
edit: a gra potrafi dobrze wyglądać jak chce:
edit2: połowa punków wygląda jak Nappa z Dragon Balla
Ten post był edytowany przez Tawotnica dnia: 29 października 2018 - 23:46