Skończyłem dziś giereczkę i muszę powiedzieć, że za nic nie spodziewałem się takiego killera. Znakomicie spędzone pewnie ~40 godzin, a jeszcze chwilę pogram, bo aż żal odkładać, a do platynki niedaleko.
Jedyny zarzut jaki w sumie mi przychodzi do głowy to misje poboczne. Jest dobrze w tym temacie, bo tak samo jak znaczników, nie ma ich setek tysięcy jak w ubirakach, a i do każdej jest przypisana mniej lub bardziej ciekawa historia. No ale koniec końców, każda pojedyncza misja (z dosłownie kilkoma wyjątkami) sprowadza się ostatecznie do zaciukania mongołów/bandytów. Mówię oczywiście o tych "randomowych" questach, te linie zadań z towarzyszami czy mityczne opowieści są naprawdę klawe.
Klasyczne otwarto-światowe czyszczenie obozów przeciwnika w ogóle mi się nie nudziło, narzędzi destrukcji jest całkiem sporo i bardzo fajnie można sobie rzeźnię urozmaicać.
Historia i sposób jej przedstawienia też mi się podobał, jest kilka badassowych momentów, rozterki bohatera między honorem a mającą sens walką z najeźdźcą dobrze się obserwuje, no i sama końcówka troszkę mną ruszyła, nie powiem. Ogólnie wydaje mi się, że gdyby gra była bardziej liniowa (jasne, można i tak zagrać) i skupiła się troszkę bardziej na narracji niż na przemierzaniu otwartego świata to uderzyłaby zdecydowanie mocniej.
W ogóle ktoś już przeszedł? Jeśli tak, to jak rozwiązaliście sprawę ze swoim starym? Spoiler z dosłownie ostatniej sceny w grze: