Soulsy są wymagające jak na standardy współczesnych, do bólu scasualizowanych gier, stąd to całe przekonanie, że są nie wiadomo jak trudne. Ktoś kto się wychował w epoce pierwszego lub drugiego playstation (o wcześniejszych generacjach już nawet nie wspomnę) raczej nie uważa ich za żaden hardkor.
Epoka PS2 to już była epoka generalnie łatwych gier. Stąd jak np. wyszło Ninja Gaiden (2004), to ludzie byli w szoku jakie to trudne. W latach 90. większość gier też nie była super trudna przez większość czasu, ale też widać że standardy testowania były wtedy inne, więc łatwo się było zaciąć, bo coś się twórcom wydawało oczywiste, a było super łatwe do przeoczenia, albo w jednym momencie był zupełnie kretyński skok trudności.
W latach 80. większość gier była robiona w naprawdę krótkich okresach czasu, miała strasznie miała contentu, a wychodziła na drogich nośnikach - trzeba była uzasadnić cenę, a przy niskim poziomie trudności gry by się kończyły po 40 minutach - więc w zasadzie każdy ekran w sidescrollerze roił się od niebezpieczeństw, z reguły tanich zagrywek sztucznie windujących poziom trudności.
IMO to co Soulsy zrobiły ciekawego to to że miały gejmplej gdzie łatwo jest zginąć przy braku uwagi, bossowie potrafią jednym atakiem zabrać pół życia (ale te ataki są telegrafowane) albo tłum Cię zasieka w 3 sekundy jeśli dasz się otoczyć (czyli wymusza efektywne crowd control), ale śmierć nie oznacza straty x minut progresu, tylko jest sama w sobie ciekawym doświadczeniem - w ultra skupieniu idzie się do miejsca śmierci, odzyskuje się dusze i zamiast czuć ulgę trzeba się skupić na załatwieniu tego co nas zabiło ostatnim razem i dopiero wtedy można się rozluźnić.
A Sekiro wygląda super, fajna ewolucja giereczek od FROM.