No nie powiem, jestem zaskoczony bowiem (tak jak pisałem wcześniej), spodziewałem się totalnego żerowania na sentymencie graczy oraz na szybkim skoku na kasę i... w sporej mierze tak właśnie jest, ale też kurde, w to można naprawdę fajnie pograć Ukrywać nie ma co, developer wcale jakoś specjalnie się tu nie namęczył, a sama gra to żaden remake, prędzej remaster na sterydach. Grafika oczywiście jest dużo lepsza niż w rozpikselowanym oryginale, ale na pewno nie na miarę current-genów (ba, poprzednia generacja bez problemu by to pociągnęła, pewnie nawet starusieńkie Wii dałoby radę). Podobnie jest z gameplayem, który praktycznie nic nie został poprawiony względem wersji z 1998 roku. Jest topornie, sterowanie i kamera pozostawiają sporo do życzenia, a walka to durny, pozbawiony choćby krzty finezji hack'n'slash. I co w związku z tym? Ano gówno, bo i tak gra się przyjemnie. Spora w tym zasługa małych i niespecjalnie skomplikowanych lokacji, przez które można się przebić z prędkością światła, całkiem fajnych starć z bossami oraz ogólnej dynamiki - jest szybko, bez żadnych dłużyzn czy błądzenia, bez wyrafinowanych łamigłówek, za to z coraz ciekawszym arsenałem morderczych broni, które pozwalają kosić przeciwników niczym zboże i dobrym systemem nagród zachęcającym do czyszczenia etapów. Ot, taka luźna arcade'ówka na dwa wieczory. Ale co jest w tej grze absolutnie najlepsze to design. Design wrogów, design naszego bohatera, w końcu design lokacji. Te ostatnie nie dość, że są bardzo zróżnicowane, to jeszcze potrafią mieć niesamowity klimat: cmentarz opanowany przez zombie, kaplica pełna porozbijanych witraży, latający statek piracki, zaczarowany las czy labirynt przed zakładem dla umysłowo chorych to tylko takie przykłady. Oczywiście zdarzają się też gorsze miejscówki, które wyglądem przypominają rzygi, ale one są w zdecydowanej mniejszości. No i MUZYKA, która po prostu perfekcyjnie współgra z lokacjami, klimat a'la filmy Tima Burtona dosłownie wylewa się z ekranu. Wszelakie dźwięki (chociażby mgiełek regeneracyjnych czy postękiwania Daniela) też dokładają swoją cegiełkę do budowania tej niecodziennej atmosfery.
Oj tak, nostalgia to suka i na pewno zrobiła tu swoje mimo wszystko trzeba cały czas pamiętać, że to gra zrobiona bardzo małym kosztem, przy minimalnym wysiłku, powielająca masę wad oryginału (niewygodny wybór etapów, sporo loadingów, krótki czas zabawy) i zdecydowanie nie dla każdego, a już na pewno nie dla małych, rozpieszczonych gnojków, którzy nie wyobrażają sobie siekanki bez lock-ona, tysiąca combosów i rozbudowanego drzewka rozwoju postaci. Odświeżona przygoda sir Daniela Fortesque prosiła się i wręcz zasługiwała na coś więcej (jakby zrobili z tego Soulsy i ostro dopakowali grafikę to mógłby być przehicior)... ale nawet bez tego potrafi zapewnić kilka miłych i zdecydowanie bezstresowych godzin zabawy. Do zakupu za obecną cenę nie będę nikogo zachęcał, ale jak już będzie w jakiejś fajnej promce (czy może prędzej w Plusie), to wtedy polecam się zainteresować.
Nad oceną chwilę się zastanawiałem, ale jednak postanowiłem dać 7/10, za dobrze się bawiłem żeby wystawić niżej. Przy czym jak ktoś nie grał w oryginał i "nie czuje tego klimatu" to może odjąć od tego jedno oczko.
Ten post był edytowany przez Kazuo dnia: 05 listopada 2019 - 01:27