Zaraz będę atakował ostatniego bosska i może trochę post-game i muszę powiedzieć, że pełna wersja gry jest lepsza niż spodziewałem po demku.
Jeśli graliście w demo to pamiętajcie, że wybór postaci z niego jest ostateczny. Tj. nie możecie nawet wybrać 2/6. Nie pamiętam czy jest o tym ostrzeżenie w demie, bo mi dopiero zaczęło świtać że moją początkowo wybraną ekipą będę grał już do końca jak wątki fabularne pozostałej trójki ewidentnie pojawiały się jako skrawki, które byłyby rozwinięte jeśli grałoby się danym bohaterem.
Trials of Mana to prosty, uroczy, odprężający aRPG w którym idzie się jak po sznurku. Cała pierwsza połowa gry opiera się na formule „nowe miasto -> dungeon -> szefek”, gdzie w miastach zatrzymujemy się dosłownie na chwilę po to, żeby zobaczyć cutscenkę i kupić nową broń. Następny cel jest zawsze zaznaczony gwiazdką na minimapie, a jedynym urozmaiceniem odwiedzanych miejscówek są poukrywane skrzynie i Lil’ Cactus. Oto Lil’ Cactus:
Polubiłem typa, zawsze mnie cieszyło jak go widziałem. Znajdźki są pochowane dokładnie w tych miejscach w których byście się ich spodziewali. Za budynkami, w ślepych uliczkach, na dachach, w podejrzanie wyglądających zakamarkach. Szybko mi weszło w krew przelizanie ścian w każdym miasteczku, bo nagrody za tak trywialną czynność są dobre. Kolega kaktus daje rabaty w sklepach, darmowe hotele i takie fanty jak przypadkowy mnożnik x2 (a później nawet x3) do zdobytego expa.
Co w pierwszej części gry zawodzi to system walki, bo do zmiany klasy brakuje różnorodności w atakach i potyczki sprowadzają się do naparzania AXAX. Nie, że później staje się to jakoś dużo lepsze, ale przynajmniej ma się wystarczająco narzędzi do pobawienia się mobkami i wyciskania bonusów. Przykładowo za wygranie walki w 10 sekund bez odniesienia obrażeń, zakończenie jej atakiem specjalnym itp.
Poczucie powolnego rozwoju postaci potęguje fakt, że dostęp do nowych skilli magicznych jest zablokowany fabularnie. Trzeba najpierw uratować poszczególnych elementali Bez wróżki ognia nie wychucha się fireballa, nawet jak się wszystkie skill-pointy wpakuje w odpowiednią gałąź rozwoju umiejętności.
Fabularnie to typowa bajeczka jRPGowa z lat ’90: zły czarnoksiężnik chce zawładnąć światem i potrzebuje do tego mocy ośmiu kryształów kamieni many i wedle legendy tylko trójka naszych bohaterów (wszyscy szlachta - dwie księżniczki i rycerz w moim wypadku) może go powstrzymać. Cała trójka ma dość traumatyczne backstory: Angelę matka chciała poświęcić w imię zła, dlatego Angie uciekła z domu. Durana ojciec zmarł, powstrzymując w przeszłości złego czarnoksiężnika. Riesz mała chyba najgorzej, bo do jej zamku wparowała banda złodziei, porwali jej brata i wszystkich pozabijali.
W drugiej połowie gry wszystko wreszcie nabiera odpowiedniego tempa i ze średniaczka 6/10 robi się solidna siódemka, momentami nawet ciut lepiej. Trials of Mana zaczyna błyszczeć w momencie w którym otwiera się mapa świata i możemy w dowolnej kolejności rozwalać drugi miot bossków. Jako, że levele bossów skalują się wraz z progresem gracza nie trzeba się o tę kolejność martwić tylko atakować wg własnego widzimisię.
Potyczki są super, przypominały mi nieco konstrukcją patterny znane z MMORPGów, czyli zaznaczony obszar w który zaraz boss uderzy + pojawiające się mobki/przeszkody do rozwalenia (które, jeśli się ich nie zdąży zburzyć czynią spore spustoszenie). Poziom trudności też jest odpowiednio wyższy, chociaż to wynika między innymi z głupoty AI i związanej z tym potrzeby częstego odnawiania HP czy wskrzeszania.
Pacing jest lepszy, bo drugie porcje dungeonów są króciutkie i oparte o proste mechanizmy (typu dźwignie przełączające wiatr, ruchome piaski, dysze z ogniem etc.). Moją ulubioną porcją gry jest etap, który zmienia widok z izometrycznego na platformowe 2,5D. Wielka szkoda, że nie przemodelowano labiryntów na bardziej interaktywne, bo ten silnik i sterowanie się całkiem dobrze nadają do hasania po grzybach, skarpach czy wymijania przeszkód.
Valkyrie Profile: Trials of Mana
Pojawia się jednak jeden spory mankament: druga zmiana klasy. Wyczytałem, że to coś, co było jeszcze bardziej upierdliwe w oryginale, ale w rimejku i tak ssie po całości. Otóż, zmienić kolejny raz klasę można już po 38 levelu. Problem w tym, że potrzebny do tego jeszcze specjalny item. Myślałem, że dostanę taki item po każdym bossku i po trzech będę miał już całą drużynę ogarniętą. Nope, tak kluczowe przedmioty trzeba farmić i wypadają one randomowo… Angela (moja główna postać!) dopiero na 47lvl miała szczęście. Słabo jak na grę, która wcześniej ani razu nie każe się zatrzymywać.
Soundtrack to bardzo wierne oryginałowi rearanżacje. Można przełączyć na SNESowe plumkanie, ale poza nostalgią nie ma absolutnie takiej potrzeby, remake brzmi bardzo dobrze.
Perfo jak to multiplatforma na zniczu, gra lubi chrupnąć, ale to nie ma takiego tempa, w którym by przeszkadzało gubienie klatki tu i tam. Bardziej rozgrywkę rozwalają przydługie animacje specjali
See you next mission!
Ten post był edytowany przez Tawotnica dnia: 28 kwietnia 2020 - 14:37