Skocz do zawartości

Zdjęcie

Valis III

Laser Soft Telenet PCE Mega Drive

  • Zaloguj się by odpowiedzieć
Brak odpowiedzi na ten temat

#1 Tawotnica Napisany 15 czerwca 2019 - 06:37

Tawotnica

    Samus Aran

  • Moderatorzy
  • 15 070 Postów:
UZsmxO2.jpg

Valis to seria mid-tierowego, japońskiego wydawcy Telenet. Jak wielu producentów pod koniec lat '80/na początku '90 w kraju kwitnącej wiśni, skupiali się na robieniu tanich podróbek popularnych serii. Pierwsze dwie części to dość srogie crapy, trójkę jednak można uznać za całkiem solidną szpilę.

Czemu mnie to w ogóle interesuje? Bo to zrzynka z Castlevanii! Valis III = Castlevania III w motywie 'magical girl anime' (myśl Sailor Moon). Mam na SNESa Super Valis IV, które za bardzo nie robi, ale w trójkę udało mi się w Duesseldorfie na targach Dokomi zagrać (w konwersję na japońskiego Mega Drive) i od razu się zakochałem.

Sterowanie jest dość osobliwe. Na przykład przycisk dedykowany do wślizgów służy również do zmiany postaci. Na początku działa samo wduszenie A, ale po zdobyciu drugiej bohaterki już trzeba wciskać równocześnie strzałkę w dól.
Następnie skoki, ło żesz te SKOKI! Sztywne drewno, w końcu to Castlevania-like. Zginąłem z dziesięć razy na pierwszych trzech przepaściach zanim się przyzwyczaiłem do tego koślawego rozwiązania, balansując zawsze na krawędzi :olo: Dopiero przypadkiem obczaiłem w czwartej planszy, że można wyżej skakać trzymając strzałkę w górę przed skokiem. Game changer. Teraz jestem prawdziwą wojowniczką! :tak: Na tym nie koniec, bo okazało się, że mogę jeszcze z niektórych platform schodzić w dół. Nie ogarnąłem do końca gdzie muszę stać i miałem wrażenie, że raz działa, raz nie, lol. Przynajmniej góra+atak do odpalenia sub broni funkcjonowało jak należy.

Ok, kontrolsy jako-tako opanowane (chociaż nigdy nie pokocham krzyżaka z MD, bo zbyt łatwo i przez to często niechcący ukosy wchodzą). Co z gejplejem zatem? A jest parę ciekawych rozwiązań. Przede wszystkim zbieramy power upy (mieczyki) zwiększające zasięg broni, a jeżeli umrzemy to wszystko tracimy. Gra ogólnie dla weteranów Castlevanii jest bardzo prosta, więc nie jest to taką dotkliwą karą jak, powiedzmy, w Gradiusach, ale przed bosskiem i tak nie chcemy spaść w przepaść czy dać się zabić.
Sub bronie w postaci kolorowych różdżek mi się podobają, bo każda postać ma inne i niektóre są przebrzydle oszukane. Najlepiej główną bohaterką trzymać jasnoniebieską - to insta-kill całego ekranu, a bossom oprócz że ciągnie sporo HP to ich jeszcze zamraża w miejscu. Jest też homing shot w postaci fire balli albo latających nad głową postaci czerwonych kozików z którego warto korzystać w segmentach z nieskończenie spawnującymi się przeciwnikami. Minusem jest fakt, że rodzaj broni jaka wypada z rozwalalnych... hmm... nazwijmy to orbów jest przypadkowa. Twórcy Castlevanii dokładnie rozplanowali każden jeden świecznik, często sugerując "masz ty tutaj stoper, przyda się na te cholerne meduzy", a w Valis każda broń to po prostu jest ułatwiający grę bonus zamiast być świadomym elementem designu planszy.

Po trzech levelach ma się już zebraną pełną ekipkę postaci. Główna bohaterka dzierży tytułowy miecz i puszcza nim fale uderzeniowe. Niebieskowłosa czarodziejka strzela dwoma magicznymi pociskami przed siebie i jednym w górę. Ta laska z rogiem na bani wali z bicza. Może to niechciana córka Simona i Gargulca? Ciężko o bardziej ewidentny ukłon w stronę -vanii.

Tak od piątej planszy (jest sześć) zaczyna się robić nieco trudniej. Piątka to lodowy level, więc ślizgamy się jak w starych Megamanach. Dorzućcie do mieszanki parę kolców i znany z -vanii knock-back po odniesieniu obrażeń i możecie sobie wyobrazić "fun" płynący z tego poziomu. Najbardziej chamski był fragment w którym trzeba było wskakiwać na ruchome, lodowe platformy, kucnąć pod kolcami, poczekać aż platforma wróci i przesunąć się kawałek aż na krawędź, bo za będąc w jej centrum nie dało rady przeskoczyć przepaści. Aha, jeszcze trzeba było unicestwić dwóch latających wrogów na których inaczej się zawsze wpierdalało. Smh. Meduzy były bardziej sprawiedliwe.

Wersja na Mega Drive z tego co później doczytałem jest moooocno okrojona względem oryginały z PC Engine. Jako, że gra wyszła na przystawkę CD-ROM pełno w niej udźwiękowionych cut-scenek, które wszystkie zostały wycięte na konsoli Segi. Ponadto na PCE jest z jakieś pięć plansz więcej. Trzymam kciuki, żeby to się pojawiło na ogłoszony niedawno PCE mini (chociaż szanse na to są raczej nikłe... nie jest to raczej tytuł wymieniany jako topowy :ftopa:), bo bieda-wersja mi się baaaardzo podobała.

See you next mission!
  • 2



Inne z tagami: