Gierka mimo, że miesza elementy Megamana, Castlevanii i Blaster Master ma swój własny charakter. Przez większość czasu poruszamy się w mechu, który jest odpowiednio ciężki i powolny. Pośpiech zatem jest zły i wrogów wykańczamy metodycznie, czekając na odpowiedni moment, aby uderzyć. Kombinacją góra + ataka możemy trochę wydłużyć skok. Poza tym robot i niektórzy przeciwnicy posiadają tarczę, która blokuję dolne bądź górne ciosy. Już pierwsza plansza uczy, że ważne będzie wykorzystywanie zasłaniania się.
Co jednak "robi" Panzer Paladina to pomysłowy system zużywania broni. Mamy trzy kategorie, pochowane w levelach i wypadające z przeciwników: miecz, dzida albo młotek. Jednocześnie możemy trzymać do czterech broni na raz, każda kolejna wpada dodatkowo jako "exp", który można wykorzystać po skończeniu planszy do dopakowania paska HP mecha. Każdą bronią możemy rzucić albo trzymając ZL+ZR zniszczyć ją, w celu uzyskania perka albo innego specjalnego efektu. Od leczenia, przez boosty do statystyk po strzelanie i rozwalanie całego ekranu piorunami: efektów jest dużo, potrafią uratować dupsko, działają świetnie na bossów. Warto więc się zastanowić jaką broń trzymać na koniec albo kiedy ją zużyć. Świetnie w ten system wpisują się check-pointy, które uruchamiamy wkładając w nie jeden z naszych przedmiotów .Jeżeli po śmierci by nam zabrakło broni to zawsze możemy ją wyjąć z check-pointa. Fajny patent na risk/reward, trochę mi się kojarzący z lampami w Shovel Knight.
Plansze zaprojektowane są w sposób bardzo prostolinijny. Nie miałem problemu ze znalezieniem ukrytych 1up'ów, które zazwyczaj wymagały wysiadania z mecha, rozwaleniu przejścia i przeskoczenia paru platform. Mało elementów pionowych niekoniecznie jest tutaj wadą, bo klimat beat 'em upa jak najbardziej do Panzer Paladina pasuje.
Graficznie jest sztosik. Oklepany motyw "podróży po świecie" w stylu megamanowym został bardzo dobrze zrealizowany. Czy to lodowa plansza w Szwajcarii czy "tetrisowa" w Rosji, levele są kolorowe i różnorodne. Plus, jest ich sporo: jedenaście podstawowych, które robimy w dowolnej kolejności i sześć endgamowych, Wily's Castle-style. Pierwsze przejście zajmuje jakieś ~5h, ale gra oferuje jeszcze boss-rush, tryby remix i speedrun z zapisami "ducha", żeby się pościgać z samym sobą.
Jeśli lubiliście poprzednie gry Tribute Games to Panzer Paladin na pewno kliknie. Odpowiedni miks oldschoolowego, metodycznego ciachania z responsywnym sterowaniem i unikatowym systemem zużywalnych broni. Razem z Curse of the Moon 2 zrobił z lipca przepyszny miesiąc dla fanów neo-retro.