Takie coś wleciało na currenty jakieś dwa tygodnie temu. Gleylancer to wydany pierwotnie wyłącznie w Japonii shoot 'em up na konsolę Sega Mega Drive. Jak ktoś się interesuje materią, to wie że na SMD było trochę fajnych stateczków, ale Gleylancer się dla mnie insta-wbija do czołówki.
Przede wszystkim rządzi tu mechanika opcji. Możemy nimi strzelać niezależnie od ruchu statku, skierować je w dowolnym kierunku, dodatkowo zablokować przyciskiem w miejscu i wybierać między siedmioma różnymi formacjami. Jeszcze w porcie dodano opcję sterowania nimi prawą gałką. Prze-pyszne 
Do tego dochodzi solidny arsenał broni (lasery, ogień, i OP zielone pociski odbijające się od ścian), kosa soundtrack i jest nawet fabuła (hej, to trzy cutscenki na krzyż, ale ja lubię jak shmup stara się o jakąś historię). W Gleylancer gramy Lucią Cabrock, początkującą pilotką floty kosmicznej. Jej ojciec znika w tajemniczych okolicznościąc, więc Lucia nie zastanawiając się wsiada do statku i rusza na poszukiwania! To tyle fabuły 
Level design jest trochę nierówny. Oprócz dużych otwartych przestrzeni, gdzie możemy równo kosić wszystko przez gierkę przeplatają się fragmenty wyraźnie inspirowane Gradiusem, czyli ciasne korytarzyki do których trzeba podejść nieco bardziej metodycznie. Te ostatnie w najlepszym wypadku wymagają odpowiedniej kombinacji (i formacji) opcji + broni, gdzie wspomniany wyżej zielony odbijający się pocisk ułatwia tak z 90% gry, niezależnie od tego czym nas atakuje 
Jest 9 plansz, które bez zgonów pewnie zajmują jakąś godzinkę. Cena za porcik <20zł, to jak za darmo (zobaczcie ile dzisiaj kompletny oryginał chodzi na ebayu 
).
Imo Gleylancer może spokojnie stać obok Thunder Forców i MUSHA jako jeden z lepszych shmupów na Mega Drive.
