Ostrzyłem sobie zęby na tę giereczkę od pierwszego pokazu. Ta estetyka rodem z Saturna z dwuwymiarowymi spritami na trójwymiarowym tle, które a la Mode 7 obraca się wraz z ruchem postaci dla mnie robi robotę. Ponadto taki brutalny klimat z tryskającą krwią i bebechami to coś coraz rzadziej spotykanego w beat 'em upach. Większość gier w tym gatunku to dzisiaj lajtowe, kreskówkowate produkcje, celujące w młodszych odbiorców, stąd baaaardzo czekałem na premierę.
SZX się nie pierdoli w tańcu i praktycznie nie daje graczom żadnych wskazówek. Jest tryb treningowy, gdzie można sobie poćwiczyć kombosy, ale nawet nie znalazłem listy ciosów. Szczerze? Osom! Slave Zero X krzyczy z każdej dziury "hardkor" i wrzucanie od razu na głęboką wodę pasuje tutaj jak ulał. To rodzaj gry, który stawia na wielokrotne przechodzenie krótkiej kampanii i score attack, więc nawet pierwszy poziom byłby zmarnowany na tutorial. Niestety skupienie się tak mocno na "chem być HC!!!" to również największa wada tej gierki, ale o tym później.
Ofensywa to element w którym SZX najbardziej błyszczy. Nagradza ultra-agresywne podejście, zamiatanie mobków na jedną stronę ekranu i odpalanie jak najdłuższych combosów rodem z bijatyk 1 vs. 1. Twórcy nie kryli się ze swoimi inspiracjami: Devil May Cry, Strider, Guilty Gear.
Gameplay w defensywie za to się trochę rozpada. Blokowanie polega na wduszaniu strzałki w przód i ma bardzo małe okienko czasowe do poprawnego wykonania. Burst cancel jest obłożony na tym samymprzyciski (pierwsza Rka) co odpalanie skilla odnawiającego żyćko podczas naparzania i nie da się tego zmienić. Mega upierdliwe jest przypadkowe uruchomienie cancelowania albo odwrotnie udnawiania HP, kiedy ma się prawie 100%.
Przeciwnikom brakuje różnorodności i jak się już wyczai, że trzeba ich ustawiać przy koniuszku miecza, dashować i wjeżdżać w nich np. airem to stają się workami treningowymi, aż... aż wjedzie ich za dużo i w późniejszych planszach poziom trudności zostaje podbity na bardzo tanie sposoby. To jest to o czym wspomniałem wyżej - twórcy chcieli za bardzo zrobić trudną gierkę i jak im się skończyły pomysły na patterny wrogów postanowili zasłaniać ekran, gasić światło albo wprowadzić upierdliwy celownik, wymuszający ciągły ruch gracza (który i tak jest wskazany).
Boss fighty, które w takiej pozycji powinny być spektaklem niestety wydają się niedogotowane. Słaba animacja spritów, gdzie szefek po prostu przyjmuje na klatę największe combo bez mrugnięcia okiem + chaotyczne schematy bez wyraźnych wskazówek kiedy i co zaraz nas spuści łomot. Nope, poważny minus, a powtarzanie 10 razy tego samego mini-bossa to bardziej inspiracja średniackim The Order niż wymienionymi w blurpie marketingowym sztosami.
Ciężko mi w tym kontekście polecić Slave Zero X. Początek gry jest świetny, bonerek, bo 2D slasher i w ogóle. Odkrywanie samemu kombosów i moment w którym gierka wreszcie kliknie - super. Jednak im dłużej się gra i im dalej się zajdzie tym bardziej gra sztucznie frustruje i nie chce się do niej wracać.
Ten post był edytowany przez Tawotnica dnia: 02 marca 2024 - 14:39