Bloodborne był spoko, bardzo solidna gra, która jednak nie pokazała w zasadzie nic czego wcześniej nie pokazałyby Soulsy. Gęsty klimat, fenomenalny design lokacji, mocarni bossowie i satysfakcjonujące walki - bawiłem się super, przeszedłem raz, więcej wracać nie zamierzam. Mocne 8/10, nic więcej, a już na pewno żadne GotY. Świetnie bawiłem się przy dokoksowanej edycji DMC4, dla której zresztą postanowiłem w końcu kupić nowe plejstejszyn. Tak, dla tego odgrzewanego kotleta, który odgrzewany jest tylko z pozoru, bo w rzeczywistości oferuje masę nowości i kompletnie inny feeling z szarpania. Walić backtracking i lekkie archaizmy, system walki w tej grze to w dalszym ciągu czysta perfekcja, kompletnie hardkorowy odjazd. W swojej kategorii GotY, Bayonetta niech spada na drzewo. Największą niespodziankę w tym roku sprawił mi z kolei niepozorny Rocket League, w którym rozegrałem już grubo ponad 1000 meczy. Piłka nożna w maksymalnie zakręconym wydaniu, dająca MULTUM frajdy podczas multiplayerowego rzeźnicznia, bardzo premiująca zespołowe granie. Czegoś takiego brakowało mi od dawna. Wiedźmin 3 - wiadomo, kolos. Wielkość dostępnego terenu idąca w parze z jego zagospodarowaniem, wszystko wypełnione po brzegi ilością atrakcji, którą można by podzielić ze 3 inne erpegi, niesamowita grywalność i żywotność, poezja wykonania, epicka fabuła, charakterystyczne postacie, świetne dialogi,... wymieniać można by długo. Zdecydowanie jeden z dwóch najmocniejszych kandydatów do GotY. Drugim jest dla mnie ofkors MGSV: The Phantom Pain. Fabularnie gierka zawiodła, pod koniec poczułem się wręcz jakbym dostał w ryj - serio, to wszystko? Tak ma wyglądać koniec sagi? Gdzie te epickie wstawki filmowe, gdzie charyzmatyczne postacie, niekończące się gadki przez codec, potężne mindfucki, typowo Kojimowskie zagrywki, robienie gracza w balona i mocarne twisty fabularne? Na szczęście nawet bez tego gra po prostu niszczy,a wszystko dzięki gameplayowi - tutaj lord wspiął się na wyżyny zajebistości i co tu dużo mówić, stworzył najlepszą, najbardziej rozbudowaną i satysfakcjonującą skradankę w jaką można obecnie zagrać na konsolach. I mi to w zupełności wystarczy. Wbita platyna, przeorane ponad 150 godzin, zrobione niemal wszystko, wylizany każdy skrawek terenu. Uczucie znużenia? Monotonia? Nic z tych rzeczy. Jakość grafy (+ betonowe 60fpsów), przywiązanie do szczegółów, bawienie się w budowanie własnego imperium, tona sidequestów, SWOBODA, poezja skradania gdyby tylko bardziej podkręcić scenariusz i gdyby gra nie była tak pocięta, to bym się nawet nie zastanawiał nad przyznaniem jej GotY. W tej chwili ex aequo z Wieśkiem, ciekaw jestem co jeszcze pokaże czwarty Fallout.