Skończyłem wczoraj dziesiąty labirynt, mój ulubiony z całej serii - Golden Lair z EOIV. Opiera się na znanym koncepcie wystudzania ognistej miejscówki tak, żeby pojawił się lód. Często używany motyw w jRPGach, ale realizacja w EO jest bezbłędna.
Na każdym piętrze znajdujemy rozżarzony posąg, po którego zniszczeniu wodne panele zamieniają się w ślizgawicę lodową. Wymusza to zaznaczanie wody na mapce, z czego przy standardowych labiryntach szybko zrezygnowałem (jest zbędną informacją, traktuję tak samo jak ściany, mimo że woda/skarpa etc. pozwalają widzieć co jest w dystansie).
Oprócz puzzli skonstruowanych dookoła przesuwania brył lodowych, żeby się doślizgać odpowiednią trasą do wyjścia (podobnych nieco do opisywanego parę postów wyżej Blossom Bridge) pojawia się element antycypowania w którym miejscu pojawią się przeciwnicy. Złe, podłe, unikające ataków żółwie w chwili gdy zamrozimy dungeon korzystają ze ślizgawic jak tylko wejdziemy w ich pole widzenia. Do tego mocno biją. Knyf polega na tym,żeby zwabiać je w takie pozycje z których prześlizgają się gdzieś daleko, daleko od nas, aby sobie zapewnić parę ruchów w razie random encountera.
Inny FOE to beholder-nietoperz, którego naprzamy bryłami lodu w odpowiedniej chwili.
Wisienką na torcie jest jak się okazuje, że ognisty posąg to tak na prawdę
. Bossa znałem z czwórki, więc bez problemu ogarnąłem, ale pamiętam jak za pierwszym razem mną pomiatał - myślałem, że się zatnę na dobre. Tak płakałem siedem lat temu:
Nie poddaję się tak łatwo. Oczywiście był prosty patent na bosska, którego nie zauważyłem.
a ja głupi się męczyłem levelując i rozpaczając, że mi się w połowie walki TP kończą

Fabuła teraz też nabrała tempa. Od początku podejrzewałem,
.
FUCK YEAH. Jaka ulga, a byłem już bliski złamania się i chciałem zmienić na casual mode.
Gdzie trzeba dodać, że w EOIV ten labirynt był dużo lepiej skonstruowany. Zmiany w Nexus (np. mniejsze pomieszczenie bossa) sprawiły, że jest sporo łatwiejszy.
Muszę sobie dawkować granie w EO, bo nie chcę żeby się skończyło ;_;