SotTR to też żaden hicior, ale tam przynajmniej da się zginąć podczas skakania i ma bardzo fajne grobowce.
Ten post był edytowany przez Kazuo dnia: 04 października 2020 - 19:02
SotTR to też żaden hicior, ale tam przynajmniej da się zginąć podczas skakania i ma bardzo fajne grobowce.
Ten post był edytowany przez Kazuo dnia: 04 października 2020 - 19:02
Grałem z dziewczyną, która lubi tę serię, samemu bym tego dwumetrowym kijem przez grubą szmatę nie ruszył. Mam nadzieję, że odpowiedź pasuje, pozdrawiam serdecznie
Grałem z dziewczyną, która lubi tę serię, samemu bym tego dwumetrowym kijem przez grubą szmatę nie ruszył. Mam nadzieję, że odpowiedź pasuje, pozdrawiam serdecznie
Oby dzieciaków nie polubiła bo wtedy zonk.
Oby nie ziomeczku. Bo wtedy pozostanie tylko jedno
Era psx'a to był pieprzony ewenement i takie coś już nigdy nie powróci.
I dzięki Bogu.
13 Sentinels: Aegis Rim
Jak ktoś lubi Danganronpy i inne Zero Escape'y to polecam.
Wasteland 3 i Sekiro Shadow Die Twice.
Pierwsza gra to zajebisty postapokaliptyczny rpg w śnieżnej krainie. Fajne dialogi, świetne turowe walki i dużo swobody w wykonywaniu zadań. Druga gra to mistrzowski gameplay od mistrzów z FROM SOFTWARE i dużo swobody w przechodzeniu gry aczkolwiek słyszałem w pewnych kręgach, że ponoć trudna.
Xenoblade Chronicles 2 skończone po 84h, trochę imo za długie, za dużo bezsensownych questów, za dużo dłużyzn, dialogi to takie typowe dla jRPG pierdololo "We will win with the power of friendship!" więc rzyg, ale walka całkiem fajna jak się już ogarnie to mieszanie żywiołami, chociąż osobiście wolę krótsze walki z mobkami jak się jest podpakowanym, tutaj wszystko musi potrwać.
Fabuła ogólnie jest ok, fajna, nieźle się rozwija, gdyby nie dłużyzny było by idealnie, postaci też są spoko, jeśli się przymknie oko na konwencje i ratowanie świata przyjaźnią. Mythra i Pyra mają konkret cycki więc zawsze plus. Kończy się też nieźle i daje sporą satysfakcję, szczególnie scenka po napisać, która mnie totalnie zaskoczyła
Tak że ten, 7/10, plus za cycki i przerywniki. No tak, przerywniki na koniec rozdziałów są wykurwiste, mocno klimaty anime, fajna realizacja, podniosła muzyka, grałem w sumie głównie dla tych przerywników.
Październik w końcu, więc Castlevania:
Rondo of Blood na PC Engine mini zachowałem sobie na tę chwilę.
Klasyczny run bez ukrytych przejść, ale z uwolnioną Marią i Annette. Bardziej umię w Castlevania IV, ale nie dziwi mnie uważanie Rondo za najlepszą classicvanię. Soundtrack to petarda (duh), replay value ma lepszy niż trójka, graficznie jak na 16-bitowca rozwala system, to bez dwóch zdań najlepsza gra na PCE.
Miałem może ze dwa momenty w których nieco zwątpiłem w swoje skille, tak czysto mechanicznie: spadające kule na których siedzi fleaman i później nietoperze na zapadającym się moście przed clock tower. Trzeba tu wspomnieć, że oprócz weapon break pod selectem Rondo ma jeszcze skok w tył zamiast backdasha (dwa razy skok) i możliwość chodzenia tyłem i naparzania biczem jak się trzyma przycisk ataku. Trzeba z tego korzystać, szczególnie na wspomnianym moście gierka ma niesamowity rytm jak się już nauczy patternów.
Shaft w szóstej planszy jeszcze mi dał popalić, bo
Jeśli graliście w SoTN, ale nigdy w Rondo to polecam sprawdzić (na PSN jest dwupak SoTN/RoB). Clock Tower i parę innych miejscówek zostało 1:1 przejętych w symfonii, jedynie z wzbogacona dekoracją tła. No i Dracula. Tyle się nagrałem w intro SoTN, że za pierwszym razem go machnąłem nawet nie używając krzyża więcej niż do dobicia dziada
Teraz wjeżdżam Marią i będę robił wszystkie alternatywne plansze.
Zacząłem i skończyłem Splinter Cell: Conviction. Giereczka starodawna w kompatybilności wstecznej, ale wiecie, że gram mało albo wcale. Był to mój pierwszy kontakt z twórczością pana Tomasza Clancy'ego i serią Splinter Cell. I ostatni. Spoilerów nie muszę ukrywać, wszyscy widzieli scenę przesłuchiwania w kiblu i walenie łbem typa o pisuar, to mamy już na samym początku rozgrywki, później z "przesłuchiwaniem" zetkniemy się ze dwa razy i jest już zdecydowanie mniej spektakularne, żeby nie rzec marne. Sama rozgrywka takie tam, bez szału, ratujemy USA (podobno jak w każdej części) przed złymi ludźmi, eliminujemy kilkuset ludzi, na pewno Sam Fisher jest bardziej śmiercionośny niż COVID-19, ale jak się postarać to można przejść obok 80% wrogów niezauważonym. Nie będę kontynuował tematu ani sprawdzał prequeli, dziękuję Ubi i panie Clancy za dwa wieczory. Bawiłem się średnio. 5/10.
Był to mój pierwszy kontakt z twórczością pana Tomasza Clancy'ego i serią Splinter Cell. I ostatni.
Nie ma to jak oceniac serię przez pryzmat najgorszej odsłony, która zresztą ma zupełnie inną rozgrywkę niż pozostałe części.
Dobra to daj coś co warto sprawdzić z tej serii, ewentualnie szerzej z Toma Clancy, wtedy obczaję i może powiem mea culpa. Jeden tytuł i najlepiej tani
Chaos Theory
Blacklist to najlepsza część. Później jedynczka, Chaos Theory i cała reszta. Natomiast Conviction to ścierwo i nigdy nie powinno nazywać się Splinter Cellem.
Blacklist badziej współczesny i też bardzo dobry, ale chyba Chaos Theory postawiłbym wyżej - kilka misji było genialnych, a do tego ten soundtrack
edit: ja w Conviction nie ukończyłem nawet drugiej misji, za bardzo się tłamsiłem z upośledzonymi umiejętnościami Fishera.
Ten post był edytowany przez xell dnia: 26 października 2020 - 19:20
No właśnie też zawsze byłem pewny, że Chaos Theory to najlepsza część (sugerując się wspomnieniami), ale ostatnio miałem okazję ją ograć (a nawet splatynować) i zdziwiłem się mocno, że jednak nie jest tak dobra jak ją zapamiętałem. W sensie: gameplayowo to i tak jeden z najlepszych Splinter Cellów, ale jako całość jednak nieco odstaje od Blacklist i jedynki. Etapy nie są aż tak ciekawe i charakterystyczne (dosyć oklepane, a kilka można powiedzieć, że się wręcz powtarza), w dialogach jest ciut za dużo humoru, który nijak pasuje do tej serii, no i wydawała mi się jakaś taka łatwa.
Mnie się zawsze ten subtelny humor podobał w SC. Nie pamiętam która to była część - jakaś ambasada opanowana przez terrorystów - łapię jakiegoś na uboczu i przesłuchuję, mów co wiesz typie, typ: "są uzbrojeni", a Sam tym swoim chłodnym głosem odpowiada "I'm shocked and amazed. What else?"
W CT poszli z tym trochę dalej i np. Anna w dialogach co rusz nabija się z Fishera, że ten jest stary, przeciwnicy zamiast robić za twardych madafaków to często sikają ze strachu po kątach jak coś usłyszą, a w trakcie jednej z misji Lambert mówi do Fishera, że to nie gra wideo i wszczęcie alarmu 3 razy nie kończy zadania (oczywiste odniesienie do poprzednich odsłon i jednocześnie burzenie czwartej ściany). Nie mówię, że to jakaś tragedia, dla niektórych taki humor może nieźle rozładowywać napięcie, ale dla mnie trochę to psuło poważny i dosyć mroczny klimat.
Ten post był edytowany przez Kazuo dnia: 26 października 2020 - 19:53
CT wyszło rok po MGSie 3, może się nasłuchali taśm o godzilli i stwierdzili "musimy to mieć"
Dobrze, że obyło się bez śmigania z kartonem na głowie i napierdalania do wiewiórek z pistoletu
Dobra to co mam finalnie dodać do koszyka na Allegro? Blacklist czy CT?