Po uwolnieniu się od kolejnych kolosów na dziesiątki godzin mam wreszcie chwilę na ogrywanie cyfrowych zaległości na 3DSie. Nie zapomniałem o Noitu Love, wręcz przeciwnie, czekałem na właściwy moment do ogrania całości w jednej sesji. Trochę mnie łapa boli od trzymania konsoli jedną ręką, ale było warto.
Od momentu zapowiedzi nurtowało mnie rozwiązanie sterowania w NL. Jasna sprawa, że stylus i to w myśl najlepszych rysikowych platformówek a la Kirby Mass Attack tapnięcie na przeciwnika atakuje go. Dodatkowo Xoda (główna bohaterka) doskakuje do każdego kolejnego pacniętego wroga, co pozwala tworzyć długie łańcuchy, a przede wszystkim się przemieszczać. Na przykład w jednej z plansz mocno wieje wiatr i bez wykorzystania chainów nie ma szans przesunąć ekranu w bok.
Oprócz tego w arsenale są dwa ciosy specjalne - dash i spin attack, które można wykonać albo wduszając dwa razy przycisk biegu/skoku albo wykonując gest w odpowiednią stronę stylusem. Dla mnie lepiej sprawdzały się przyciski, ale sterowanie jest na tyle elastycznie rozłożone po guzikach (R/L to również skok, dla leworęcznych ABXY dubluje za krzyżak), że wszyscy co nie mieli problemu z Kid Icarus nie będą też narzekać za bardzo na Noitu Love.
Aha, jeszcze rzecz o której ciągle zapominałem podczas gry: dół + tapnięcie w dowolne miejsce na ekranie tworzy tarczę. Szalenie przydatne, ale ciężkie do precyzyjnego wykonania w ferworze walki.
System ten najlepiej sprawdza się w walkach z bossami i podczas automatycznego scrollowania. Podczas przechodzenia zwykłych fragmentów plansz spawnujący się w nieskończoność przeciwnicy wprowadzają spory chaos, jeśli równocześnie trzeba robić wall jumpy i dashe, a siłą rzeczy na tak małym ekraniku (całość rozgrywa się na dolnym ekranie) czasem dłoń zasłoni jego część.
Do napisów końcowych jest zaledwie siedem poziomów, ale za to każdy coraz bardziej szalony. Walka na toczącym się kole młyńskim z ogromnym smokiem wyskakującym z wody. Plansza na modłę shmupa w której można odbijać strzały od przydupasów, omijając w ten sposób tarcze trochę silniejszych mobków i bossów. Klasyczna już w tego typu grach zabawa przełącznikami grawitacji. Te siedem plansz Noitu Love jest napchane miłością do run&gunów - wszystko dookoła wybucha, w tle dudni głośna muzyka (aż denerwująca momentami!), a bohaterka to prawdziwy badass, którego największy mech nie skrzywdzi.
Poziom trudności to wzorem innych stylizowanych na arcade tytułów jak choćby Azure Striker Gunvolt "przejdziesz spokojnie, ale na rangę wyższą niż C musisz wymiatać". Na normalu żyćka wypadającego z przeciwników jest sporo i są check-pointy, więc po śmierci traci się tylko punkty i nie trzeba zaczynać od samego początku. Nie udało mi się jeszcze żadnej planszy na perfect przejść, bo zawsze gdzieś w chaosie dziabnie mnie jakiś pocisk albo lawa czy inny szpikulec.
Na hard to zupełnie inna bajka i wychodzi świetny level design i
genialni szefkowie. Serio, jak przebiegniecie przez pierwszą planszę na zasadzie pacania gdzie popadnie i stwierdzicie, że "meh" to odpalcie hard. Już edek na statku ze screena powyżej jest nie lada skurczybykiem. Zapamiętywanie patternów i dobieranie odpowiednich ciosów jest koniecznością nawet z mid-bossami.
Oprócz Xody, która się przyczepia do przeciwników odkryłem już Rise, która ma pukawkę, co trochę zmienia tempo przechodzenia plansz. Kręcić kombosy jest dużo łatwiej, przerushować szybko przez level trudniej. Podejrzewam, że jak nią też się przejdzie grę to jeszcze jeden, ostatni bohater zostanie odblokowany - więc spokojnie jest tu mięska na sporo godzin grania.
Dodać do tego przepyszny pixel-art (znou: boss fighty, ależ przepięknie animowane) i ciężko stwierdzić coś innego niż KRASZER.
wersja tl;dr:
Gruby szit, ale spory strzał w ciemno - jak sterowanie zadziała, to może być perła. Jeśli będzie za mało precycyjne - crap.
Zadziałało, jest perła
edit: przeczytajcie sobie Noitu Love od tyłu!!!1111 mind=blown
Ten post był edytowany przez Tawotnica dnia: 14 października 2016 - 14:35