Skocz do zawartości

Zdjęcie

Co ostatnio skończyłem/skończyłam?


  • Zaloguj się by odpowiedzieć
10461 odpowiedzi na ten temat

#8401 Kazuo Napisany 14 listopada 2018 - 10:17

Kazuo

    ziomeczek Goofy'ego

  • Forumowicze
  • 18 498 Postów:
Sprawdziłem tamten materiał, nawet ciekawa historia. Trochę szkoda ludzi z Core, chłopaki nie potrafili się odnaleźć w nowej rzeczywistości i niestety przez to polegli, chciwość Eidos też zrobiła swoje. A Chronicles przy okazji ogram, szkoda że wszystkie levele nie wyglądają tak dobrze jak ten ze screenshotów.
  • 0

#8402 Nyjacz Napisany 14 listopada 2018 - 10:25

Nyjacz

    ( ˇ෴ˇ )

  • Forumowicze
  • 12 011 Postów:

Chronicles ma za dużo miejscówek współczesnych, jakieś bazy i inne gówna, ogólnie też nie ma na siebie żadnego pomysłu, ale Rzym i ta wyspa ze screenów są fajne, no i ogólnie gra zdecydowanie crapem nie jest. Wracałem do niej często, nie jakoś bardzo rzadziej niż do TR1-4. Choć dawno już nie grałem w nic z serii, niestety te nowe Tomby jakoś powodują u mnie odruch wymiotny, ale co jakiś czas powraca do mnie ochota na pogranie w tru Tomby. Albo zaopatrzę się w HD Collection na PS3, albo kupię sobie jedynkę albo czwórkę na PSX.


  • 0

#8403 Kazuo Napisany 18 listopada 2018 - 13:55

Kazuo

    ziomeczek Goofy'ego

  • Forumowicze
  • 18 498 Postów:
JRUJxca.jpg
 
 
Seria Resident Evil od 1996 roku, kiedy to miała swoją premierę, dorobiła się tak wielu odsłon, że już chyba nawet samo Capcom zgubiło w tym wszystkim rachubę. 9 głównych części, 1 remake, 2 celowniczki na szynach, co najmniej 6 spinoffów, kilka gier na konsolki przenośne i jeszcze parę sieciowych szmelców + szykowany obecne remake części drugiej. Bagatela niemalże 30 gier, że już nie wspomnę o całej masie filmów, animacji, książek czy komiksów. Dorobek bogaty, choć nie da się ukryć, że sporo w tej bibliotece crapów nie wartych nawet by nań splunąć. W tym całym pierdolniku zagubiły się dwie całkiem udane odsłony z podtytułem "Outbreak", o których włodarze firmy najwyraźniej zapomnieli, bo o ewentualnych remasterach ani widu, ani słychu (a wszyscy wiemy jak bardzo Capcom lubi odgrzewać kotlety). Szkoda, bowiem Outbreaki mimo iż zalatują już nieco starym mięchem, to po odpowiednim przyprawieniu idealnie sprawdziłyby się na konsolkach obecnej generacji, które są bardzo dobrze przystosowane do rozgrywki sieciowej.
 
 
ZIMvzwU.jpg
 
Przy okazji Oubreak'a Capcom postanowiło poeksperymentować. RE4 na ten czas trwał jeszcze w produkcyjnym limbo, a graczom stara formuła zdążyła się już mocno przejeść, trzeba było więc wymyślić coś co tchnęłoby trochę życia w skostniałą formułę. Dobrze się złożyło bowiem na konsolach powoli zaczęła się rozwijać zabawa przez sieć i można było pokombinować w tym kierunku. Co więc zrobiono? Otóż cały szkielet rozgrywki został niemalże skopiowany z poprzednich odsłon: śmigamy po lokacjach w tę i we w tę, zbieramy pierdoły, rozwiązujemy proste puzzle i walczymy z zastępami nieumarłych, wprowadzono jednak kilka istotnych modyfikacji. Przede wszystkim nie mamy tu jednego głównego scenariusza, a cała kampania została podzielona na 5 niepowiązanych ze sobą rozdziałów. W każdym z nich cel jest prosty i klarowny: wydostać się z opanowanego przez mutanty Raccoon City. Żeby jednak nie było zbyt łatwo to tym razem cały czas działamy pod presją czasu i to jest druga istotna zmiana - każdy bohater na dzień dobry jest zarażony wirusem, który stopniowo rozwija się w jego ciele i jeżeli wskaźnik dojdzie do 100% zarażenia wtedy wita nas wesoły napis "game over", a my zasilamy szeregi nieumarłych. Trzeba się więc cały czas uwijać, desperacko szukać pastylek spowalniających rozwój wirusa, a przy okazji nie dać się ugryźć zombie, ponieważ każde otrzymane obrażenia dodatkowo przyspieszają naszą przemianę. Poszczególne chaptery wprawdzie nie są zbyt długie, ale jednak niepotrzebne błądzenie po lokacjach czy zacięcie się na jakiejś łamigłówce może źle się się dla nas skończyć. Trzecią i tym samym najważniejszą modyfikacją w rozgrywce jest zabawa w kooperacji z innymi graczami. To znaczy oczywiście nie dla Europejczyków, którzy najwyraźniej przez Capcom są uważani za brudne bydło, bowiem w przeciwieństwie do mieszkańców Ameryki oraz Azji nasz piękny kontynent został całkowicie pozbawiony funkcji online. Niestety mocno odbija się to na rozgrywce, dlatego tak bardzo chciałbym zobaczyć ewentualny remaster na current-geny, w którym nie powinno być większych problemów by takiego co-opa zaimplementować. Tymczasem w oryginale pozostała zabawa z botami sterowanymi przez AI. Życie.
 
 
YyIt5OB.jpg
 
Wiadomo, że teraz to i tak już nie ma większego znaczenia, bo serwery gry od dawna są zamknięte, ale w dniu premiery brak tak istotnego ficzera potrafił zaboleć. Generalnie widać od razu, że gra została zaprojektowana do szarpania ze znajomymi. Do wyboru mamy tym razem nie jedną, a 8 postaci, gdzie każda wyróżnia się na inny sposób. Gliniarz Kevin na przykład posiada na starcie unikalny pistolet oraz swój własny tryb celowania, dzięki któremu potrafi zadawać przeciwnikom spore obrażenia przy strzelaniu, lekarz George umie tworzyć leczące przedmioty, David bawi się w MacGyver'a i z zapałki oraz gumki recepturki wytwarza śmiercionośne bronie, drobna Azjatka Yoko na starcie ma plecaczek, w którym przechowuje znacznie większą ilość przedmiotów, a murzynek Jim... umie udawać trupa :olo: skille jak widać dosyć ciekawe, a przy graniu online można by tak kombinować, żeby się wzajemnie uzupełniały, np. jeden gracz robiłby za przenośny schowek na przedmioty, drugi asystowałby niczym healer w erpegu, a trzeci torowałby drogę za pomocą potężnych broni, które sam by wytwarzał. Zajebisty patent. Niestety szarpiąc solo jesteśmy zdani kompletnie na siebie; gra wprawdzie przydziela nam kompanów sterowanych sztuczną inteligencją, ale jesteśmy w tym momencie pozbawieni wyboru z kim chcemy się sprzymierzyć (postacie są z góry przypisane do danych chapterów), a samo SI... to jedna, wielka porażka. Ludziki rzadko kiedy korzystają ze swoich zdolności, biegają gdzie popadnie, czasem wystarczy na chwilę stracić kogoś z oczu, żeby po kilku minutach znaleźć go martwego dwa pomieszczenia dalej. To sprawia, że granie samemu jest znacznie trudniejsze i również dużo bardziej frustrujące. Wszystkie postacie poza Yoko mają tylko 4 miejsca na przedmioty, co jest cholernie złym pomysłem biorąc pod uwagę jak często musimy biegać sami. W grze nie ma klasycznych skrzyń na przedmioty, więc na każdym kroku stajemy przed wyborem co ze sobą zabrać: czy lepiej będzie wziąć ze sobą broń z amunicją czy zdać się na medykamenty. Sprawia komplikuje się, kiedy trzeba zabrać jakiś key-item niezbędny by przejść dalej, wtedy to już w ogóle brakuje miejsca i w zasadzie stajemy się bezbronni. Parę razy z braku miejsca w inwentarzu postanowiłem przekazać key-item botowi, tylko po to, żeby później ten przedmiot potrzebować do otwarcia drzwi, a bota oczywiście nigdzie już nie mogłem znaleźć. Z reguły debil leżał już martwy gdzieś na początku chapteru :reggie:
 
d7yJT7O.jpg
 
Nie da się ukryć, że brzmi to nieciekawie, gra jednak broni się pod innymi względami. Przede wszystkim klimacik jest pierwsza klasa. Wydarzenia w Outbreak rozgrywają się dopiero w trakcie rozwoju epidemii, widzimy więc desperackie próby ucieczki ludzi z miasta, policjantów RPD próbujących zapanować nad chaosem i pracowników Umbrelli usuwających niewygodnych świadków. Dla fanów znajdzie się sporo fajnych smaczków, vide cały drugi rozdział ma miejsce w bardzo dobrze znanym laboratorium z RE2, chociaż w ciut zmodyfikowanej wersji. Trafia się też parę znajomych twarzy, ale to już pozostawiam do samodzielnego odkrycia. Podczas przygody przyjdzie nam zwiedzić ulice miasta Raccoon, wspomniane laboratorium, metro, hotel w trakcie pożaru czy uniwersytet. Każda miejscówka ma swój własny feeling oraz innych "lokatorów", nie zabraknie spotkań między innymi z Hunterami, Lickerami czy przerośniętymi Tyrantami. Moim ulubieńcem zdecydowanie jest stwór zbudowany z setek małych pijawek, który potrafi ścigać bohaterów po niemal każdej lokacji w szpitalu, a którego możemy chwilowo odciągnąć podsuwając mu pod pysk torebkę wypełnioną krwią. Mniam. Co do zagadek, to raczej ciężko tu mówić o rozbudowanych puzzlach, aczkolwiek trafia się kilka, przy których należy bardziej ruszyć mózgownicą, zawsze należy też dokładnie eksplorować lokacje w poszukiwaniu wskazówek. Rozgrywka jest zdecydowanie dynamiczniejsza niż w poprzednich, klasycznych odsłonach. Dzieje się więcej, potwory umieją przechodzić przez drzwi, nawet po wybiciu wszystkich cały czas napierają nowi, a ze względu na wirusa w organiźmie bohaterów trzeba cały czas się sprężać. Na dynamikę wpływa również nowy system kamer, lokacje nie są już prerenderowane, wszystko śmiga w trójwymiarze, dzięki czemu perspektywa często się zmienia, a kamera potrafi np. efektownie podążać za bohaterem by zaraz płynnie zmienić ujęcie. Nie ma mowy o przegiętej sterylności znanej z poprzednich odsłon. 
 
 
iQGKwu7.jpg
 
Ponarzekałem trochę na gameplay, ale prawda jest taka, że nawet będąc pozbawionym funkcji online i tak gra się całkiem przyjemnie, trzeba tylko umieć przełknąć tępe AI i umiejętnie zarządzać ograniczonym ekwipunkiem. Dzięki zróżnicowanym bohaterom grę można przechodzić wielokrotnie, odkrywając nowe sposoby na radzenie sobie z przeciwnikami, natomiast dzięki stale zdobywanym punktom za osiągnięcia możemy odblokować cały stos bonusów: od grafik koncepcyjnych, przez nowe skórki dla postaci i ścieżkę dźwiękową, aż po nowe poziomy trudności i modyfikacje gameplayowe. Pierwszy Outbreak hitem nigdy nie był (dwójka zresztą też nie), ale to całkiem ciekawy eksperyment, który choć na chwilę tchnął trochę świeżości do serii i przy okazji niezła przygodówka, akurat do ogrania jak ma się wolne 8 godzinek.  7/10
 
 

Ten post był edytowany przez Kazuo dnia: 18 listopada 2018 - 14:22

  • 9

#8404 Kazuo Napisany 18 listopada 2018 - 20:11

Kazuo

    ziomeczek Goofy'ego

  • Forumowicze
  • 18 498 Postów:

*
POPULARNY POST!

wZcgxzL.png
 
 
Ulice spowite gęstą mgłą. Martwa cisza przyprawiająca o ciarki na plecach. Unoszący się w powietrzu odór zepsucia i zgnilizny oraz czające się gdzieś w zakamarkach miasteczka zło w najczystszej postaci. Nie, to nie Silent Hill, tylko Swarzędz, w którym mieszkam. Polecam omijać szerokim łukiem.
 
No, to wstęp mam z głowy. W zasadzie oba te miasteczka łączy więcej niż by się wydawało na pierwszy rzut oka (np. kasjerki w Biedronce wyglądające niewiele lepiej niż sławne pielęgniarki z Alchemilla Hospital), ale to już temat na kiedy indziej. Do rzeczy. Silent Hill powinien kojarzyć każdy szanujący się gracz, w końcu to seria, która odcisnęła niemałe piętno na psychice każdego pechowca mającego okazję z nią obcować. Chory wytwór fantazji developerów z Konami swego czasu rządził na konsolach jako niepodważalny król survival horroru, a tytułowe miasteczko wraz ze swoimi wygiętymi mieszkańcami straszyło o wiele bardziej niż cokolwiek innego do tej pory. Podczas gdy Resident Evil coraz bardziej zmierzało w kierunku gry akcji, SH rozkręcało się na dobre jako horror, a kulminacja najbardziej zwyrodniałych pomysłów i przerażających wizji miała miejsce właśnie w części trzeciej. 
 
 
pRevzTE.jpg
 
Umówmy się jasno - Silent Hill 2 do dzisiaj jest najlepszą, najbardziej dojrzałą i dopracowaną odsłoną cyklu. Jeżeli nie najlepszym horrorem w ogóle. Tego już się po prostu nie da powtórzyć i każdy kto w nią grał doskonale wie o czym mówię. Mam wrażenie, że nawet Konami zdawało sobie z tego sprawę, ponieważ przy SH3 developer poszedł w innym, bezpieczniejszym kierunku, bardziej skłaniając się ku części pierwszej. Scenariusz jest o wiele prostszy, motywacje poszczególnych bohaterów oczywiste, a sama gra bardziej dosadna i pozbawiona tej niesamowitej symboliki cechującej część drugą. Czy to źle? Jeżeli ktoś oczekiwał przebicia poziomu SH2, to mógł poczuć się zawiedziony. Poziom nie został nawet zrównany jednak część trzecia bryluje pod innymi względami. To w tej odsłonie zaproponowano nam rekompensatę w postaci najbardziej chorych majaków jakie widziały ludzkie oczy. Ta gra nie jest tak dobra jak poprzedniczka, ale na pewno straszy o wiele bardziej. 
 
Główną bohaterką przygody jest dziewczę imieniem Heather, szara myszka, którą zapewne niejeden Mastah czy inny Holden chętnie by zbałamucił. Z początku wiemy o niej tyle co nic, dopiero z czasem wychodzą wszystkie koneksje łączące ją z miasteczkiem Silent Hill. Enyłej, fani pierwszej części na pewno będą zadowoleni, ponieważ trójka jest jej bezpośrednią kontynuacją fabularną, rozwinięciem oraz zakończeniem pewnych wątków. No więc budzimy się w jakiejś ciemnej spelunie i po krótkiej gadce przez telefon zaczynamy naszą krwawą wędrówkę. Po drodze jak to w SH bywa trafimy na kilka tajemnicznych postaci, np. na grubego detektywa, który wszędzie chce się za nami wlec, cholernie creepy laskę imieniem Klaudia, która za każdym razem bredzi o sądzie ostatecznym i narodzinach boga czy na niewiele mniej podejrzanego klechę Vincenta. Wszyscy są dziwni i żadne z nich nie wzbudza zaufania. W sumie fabuła nie jest jakaś strasznie zawiła, ale dzięki tej plejadzie wykolejeńców trzyma poziom, a parę razy nawet potrafi zaskoczyć (ciekawa jest historia samej Heather). Cut-scenki zostały fajnie zrealizowane i mają w sobie coś magnetyzującego, zwłaszcza dialogi potrafią zaintrygować. Na przykład kiedy Heather mówi Vincentowi o napotkanych potworach, a ten jej odpowiada "Potwory? Więc oni wyglądają dla ciebie jak potwory?" sugerując, że może jednak nie do końca walczymy z tym co nam się wydaje... po czym kolo wpada w śmiech i mówi "just kidding". I pojawia się pytanie kto tu naprawdę stracił zmysły, Vincent czy nasza protagonistka? 
 
 
eompBnt.jpg
 
Jak już jesteśmy przy dialogach, to od razu wspomnę o voice actingu. Ten wypada dosyć nietypowo, wręcz amatorsko, ale paradoksalnie pasuje idealnie do wydarzeń i do wypowiadanych kwestii. Czuć to zagubienie w głosie Heather, czuć przesadną manierę u nie do końca zrównoważonego Vincenta oraz zmęczenie życiem w dialogach wypowiadanych przez starego detektywa. Nie jest to perfekcyjny v-a, jednak ma w sobie coś nie do podrobienia. Grałem oczywiście w wersji na ps2, ale z ciekawości sprawdziłem voice acting z Silent Hill 3 remaster (na potrzeby remastera SH2 i 3 nagrano nowe dialogi z udziałem bardziej profesjonalnych aktorów - między innymi Troy Baker) i byłem w szoku jak bardzo ten "profesjonalny" v-a nie pasuje do tej gry. Ciężko to wyjaśnić, trzeba zagrać i posłuchać samemu. Muzyka natomiast nie podlega jakiejkolwiek dyskusji - Akira Yamaoka powinien dostać co najmniej jakiś medal za to co skomponował. Wachlarz utworów jest konkretny, zróżnicowany i zapadający w pamięci. Od wzbudzającego ciary na plecach ambientu, przez kilka kojących zmysły kawałków z kobiecym wokalem, przez miażdżące nerwy utwory pojawiąjce się w trakcie zwiedzania otchłani piekielnych. Dziwne zgrzyty, jęki, płacze i zawodzenia oczywiście na porządku dziennym, a jak tylko usłyszysz trzeszczenie radyjka, to lepiej od razu bierz nogi za pas. 
 
No tak, my tu pitu pitu, a jak się w ogóle w tego Sajlenta gra? Pod względem gameplayu jest dosyć zwyczajnie: niczym w Residentach biegamy po labiryntach korytarzy, szukamy kluczy, rozwiązujemy zagadki i walczymy z powykręcanymi monstrami. Chociaż to ostatnie to niekoniecznie, bowiem jak pokazał mi stosowny licznik po skończeniu gry... nie zabiłem ani jednego wroga (nie licząc bossów) przez całą przygodę. I generalnie tak polecam grać, unikać kogo się da i oszczędzać pociski na większych fagasów. Sama walka do przyjemnych nie należy, kamera szaleje jak pojebana i czasem ciężko dobrze wymierzyć w przeciwnika, zdecydowanie łatwiej przed każdym uciec (chociaż i tu kamera lubi płatać figle). Bossowie natomiast potrafią mocno ugryźć i są dosyć wytrzymali, więc lepiej, żeby nie okazało się, że wcześniej ze wszystkiego się wystrzelałeś. Gra oferuje całkiem elastyczny poziom trudności, przed rozpoczęciem zabawy można ustawić oddzielnie trudność walki oraz zagadek. Przyznam, że na hardzie to już jest spore wyzwanie, pierwsza napotkana łamigłówka mnie złamała, więc zmieniłem na normal, natomiast walkę zostawiłem na hard i ostatniego bossa musiałem tłuc przez 20 minut gazrurką, bo nawet oszczędzając pociski nic mi na niego nie zostało. Gra się nie szczypie z lamusami, radzę więc dobrze przemyśleć wybór stopnia trudności. 
 
 
0K9ktDI.jpg
 
Zdecydowanie wisienką na tym pysznym, ociekającym krwią ciasteczku jest design. Design stworów, design lokacji oraz zaprojektowanie straszących scenek. Niby poruszamy się po oklepanych miejscówkach (centrum handlowe, metro, budynki mieszkalne, kościół), ale jak już lokacja zacznie się transformować w swoją piekielną wersję (tzw. Otherworld), to momentalnie nachodzi ochota by ze strachu wyłączyć konsolę i przytulić się do swojego pluszowego misia. Że niby miasto tonące we mgle wydaje się straszne? To i tak nic przy Otherworld. Pulsujące na ścianach mięcho, krew wylewająca się spod podłogi, metalowe elementy łączące się z żywą tkanką, umiejscowieni w narzędziach tortur nieszczęśnicy cierpiący wieczne katusze, a nad nami i pod nami bezkresna, czarna pustka. Ktoś tam na drugim planie skamle w niezrozumiałym języku, ktoś płacze, laska w konfesjonale prosi o wybaczenie, jakiś typek zostaje powieszony do góry nogami, tak że ściekająca z niego krew powoli kapie do wiadra . Albo moment kiedy wpadamy do pokoju z wielkim lustrem, w odbiciu widzimy rozlewającą się juchę, mimo że po "naszej stronie" nic się nie dzieje i nagle z kranu zaczyna coś kapać powoli zalewając całe pomieszczenie, rzucamy się w tym momencie do ucieczki, tylko po to, żeby okazało się, że drzwi zostały zamknięte. Obracamy się, nasze odbicie w lustrze zaczyna żyć własnym życiem, a cały pokój już tonie we krwi. Huh, ktoś tam w Konami powinien przywdziać stosowny sweterek i znaleźć się w pokoju bez klamek, bo taka wyobraźnia nie wróży dobrze :uff: 
 
 
ydMMrOa.jpg
 
Żeby nie było zbyt kolorowo, to wypada też wspomnieć o wadach, ale na szczęście nie ma ich zbyt wiele. O kaprawej kamerze i sterowaniu już mówiłem, grafika na pewno ciut się postarzała i czasem jest nieczytelna (denerwujący jest ten ziarnisty filtr), sporo tu backtrackingu, bezsensownego biegania z jednego końca lokacji na drugi, no i lekkie zastrzeżenie do postaci Heather, bo chociaż jej historia jest całkiem ciekawa, tak denerwujące są niektóre odzywki z jej udziałem, nieco psujące klimat. Laska jest świadkiem najbardziej przerażających rzeczy w możliwych, a wiele z nich kwituje jakimś sucharem wyraźnie dając do zrozumienia, że nie bardzo się boi. No i jak ja mam tu się utożsamiać z taką postacią, skoro sam mam pełne gacie ze strachu? Cała reszta natomiast to absolutny top grozy i bardzo dobry powód do nieprzespanych nocy. Grając po ciemku, samemu, na słuchawkach stan przedzawałowy w zasadzie murowany. Ciekawa historia z intrygującymi postaciami, przyjemna rozgrywka, design nie do podrobienia i rewelacyjna strona audio - to wszystko w dalszym ciągu daje radę i przykuwa do konsoli na długie godziny. 9/10 
 

  • 10

#8405 kostek Napisany 18 listopada 2018 - 21:45

kostek

    radical

  • Forumowicze
  • 2 255 Postów:

Yakuza Kiwami. Dostałem tego, czego oczekiwałem. Gierka bliźniaczo podobna do '0', ale fabuła jednak mniej kopała dupę.  


  • 0

#8406 Nyjacz Napisany 19 listopada 2018 - 09:39

Nyjacz

    ( ˇ෴ˇ )

  • Forumowicze
  • 12 011 Postów:

 

W sumie nie ma co się rozpisywać. Budżetowa gierka z Larą pod coopa, która wygląda jak na komórki. Widok z loku ptaka, skakanie i wspólne pomaganie sobie przy przedostawaniu się przez "zagadki środowiskowe". Średniak na maksa, nawet we dwóch.

 

Przyjemność z grania: C

 

 

 

Perełka, którą polecam każdemu. To teoretycznie taki nastawiony na immersję minimalistyczny walking w dwóch wymiarach, ale w praktyce... ooo dżizas. Gameplayowo jest naprawdę dobrze, bo choć nie robimy tu żadnych odjechanych rzeczy, a gra nie wymaga od nas połamania sobie palców, to często wystawia nas na timingową próbę i każe rozwiązać naprawdę przyjemne zagadeczki. Niestety nie podam przykładu żadnej z nich, bo ich samodzielne rozwiązanie to złoto grywalności, ale myślę, że możecie mi zaufać, że w tej materii gierka dostarcza. I tak, jest zróżnicowana, pułapek i zagadek jest sporo rodzajów i pojawiają się coraz trudniejsze wariacje już wcześniej obecnych.

 

Natomiast jeśli chodzi o resztę, to gierka dostarcza pod KAŻDYM względem. Inside przenosi nas do unikatowego świata (w sensie to jest Ziemia, prawdopodobnie, ale w swoim uniwersum), w którym sami poprzez obserwację otoczenia musimy układać sobie puzzle, o co tutaj chodzi. Poczucie wyobcowania i przebywania w niebezpiecznym, przerażającym miejscu nie opuszcza nas ani na chwilę, tym bardziej, że często musimy przed czymś uciekać, a porażka i sukces są oddzielone jedną sekundą.

 

Piękne w gierce jest to, że jest przepięknie animowana, świetnie wyreżyserowana, wizualnie stoi na najwyższej półce, ale tutaj nie oznacza to braku gameplayu, bo od początku do końca gierka nie odbiera nam żadnej kontroli. I ta końcówka :banderas:

Przyjemność z grania: S

 

 

Kazuo, mega propsy, sporą mi ochotę na SH zrobiłeś i PS2 w ogóle. Szkoda, że SH2 kosztuje 200zł. To już wolę kupić sobie HD Collection i zaakceptować nowy VA.


Ten post był edytowany przez Nyjacz dnia: 19 listopada 2018 - 09:59

  • 4

#8407 Tawotnica Napisany 19 listopada 2018 - 10:20

Tawotnica

    Samus Aran

  • Moderatorzy
  • 15 117 Postów:
Nyjacz, obadaj sobie The Missing, jeśli ci 'gry' typu Inside odpowiadają. Design zagadek ma nieco lepszy, bo trzeba czasem pomyśleć. Inside to 3 godziny strasznej nudy, ale co kto lubi. Zawsze się na tego typu gry nabieram przez obietnicę mega klimatu i zawsze jestem zawiedziony, że bycie artsy usprawiedliwia płytki gameplay.
  • 0

#8408 Kazuo Napisany 19 listopada 2018 - 10:31

Kazuo

    ziomeczek Goofy'ego

  • Forumowicze
  • 18 498 Postów:
@Nyju
Gdyby chodziło tylko o v-a to jeszcze pół biedy, gorzej że gra jest pozbawiona niektórych istotnych efektów, np. mgła wygląda jak gówno, a sama grafa jest "czystsza". Klimat od razu leci na pysk, dlatego lepiej już zapłacić troche więcej i pograć jak człowiek, a nie jak zwierze. 2 stówki faktycznie troche dużo, ale jak pojawi się jakaś kopia za 100-150 to biore bez zastanowienia.
  • 0

#8409 Nyjacz Napisany 19 listopada 2018 - 10:43

Nyjacz

    ( ˇ෴ˇ )

  • Forumowicze
  • 12 011 Postów:

Nyjacz, obadaj sobie The Missing, jeśli ci 'gry' typu Inside odpowiadają. Design zagadek ma nieco lepszy, bo trzeba czasem pomyśleć. Inside to 3 godziny strasznej nudy, ale co kto lubi. Zawsze się na tego typu gry nabieram przez obietnicę mega klimatu i zawsze jestem zawiedziony, że bycie artsy usprawiedliwia płytki gameplay.

No właśnie nie nazwałbym rozgrywki w Inside płytką, a bardzo minimalistyczną, ale nie na tyle, by gierka była za prosta (bo tu się zdecydowanie ginie i czasem trzeba przy jakiejś zagadce na chwile się zatrzymać) i za mało interaktywna (bo wiele akcji wymaga pośpiechu czy dobrego timingu). Także dla mnie super kompromis. Sprawdzę gierkę, o której mówisz. Mam nadzieję, że skoro to Ty (fan dziwnych gierek, hehe) polecasz, to będą tam goniące małpy albo inne motywy :banderas:

 

@Nyju
Gdyby chodziło tylko o v-a to jeszcze pół biedy, gorzej że gra jest pozbawiona niektórych istotnych efektów, np. mgła wygląda jak gówno, a sama grafa jest "czystsza". Klimat od razu leci na pysk, dlatego lepiej już zapłacić troche więcej i pograć jak człowiek, a nie jak zwierze. 2 stówki faktycznie troche dużo, ale jak pojawi się jakaś kopia za 100-150 to biore bez zastanowienia.

Ja z 4 lata temu sprzedałem SH2 na PS2 za 40zł, hehe. 


  • 0

#8410 Tawotnica Napisany 19 listopada 2018 - 11:57

Tawotnica

    Samus Aran

  • Moderatorzy
  • 15 117 Postów:

No właśnie nie nazwałbym rozgrywki w Inside płytką, a bardzo minimalistyczną, ale nie na tyle, by gierka była za prosta (bo tu się zdecydowanie ginie i czasem trzeba przy jakiejś zagadce na chwile się zatrzymać) i za mało interaktywna (bo wiele akcji wymaga pośpiechu czy dobrego timingu). Także dla mnie super kompromis. Sprawdzę gierkę, o której mówisz. Mam nadzieję, że skoro to Ty (fan dziwnych gierek, hehe) polecasz, to będą tam goniące małpy albo inne motywy :banderas:


No ja skrobnąłem co o Inside myślę w temacie gry i minimalizm doceniam, ale nie widzę dobrego kompromisu w rozgrywce.

Missing jest gorsze technicznie i zdecydowanie bardziej chamskie, ale odnoszenie obrażeń jest kluczowym elementem gry, z którym trzeba kombinować po omacku, więc przypadkowe wejście w pułapkę tak mocno nie boli (inna sprawa, że trochę to męczące się robi później). To gra od twórcy Deadly Premonition, więc mimo że nie lubię takich puzzle-platformerów to musiałem sprawdzić. Swery = dziwność gwarantowana :tak:
  • 0

#8411 bartezoo Napisany 19 listopada 2018 - 16:38

bartezoo

    Big Boss

  • Forumowicze
  • 3 813 Postów:
Nyu nie graj w kolekcje HD Silenta, nie radzę. Jak już to lepiej na PC sprawdzić.
  • 0

#8412 Nyjacz Napisany 19 listopada 2018 - 16:55

Nyjacz

    ( ˇ෴ˇ )

  • Forumowicze
  • 12 011 Postów:

Podobno na PS3 mgła i oryginalne głosy są dodane w patchu. Zresztą grafika nie ma dla mnie znaczenia, rozumiem, że w tym przypadku gra może tracić nieco na atmosferze, a bugów może być więcej, ale może kiedyś zaryzykuję.


  • 0

#8413 Nyjacz Napisany 19 listopada 2018 - 16:56

Nyjacz

    ( ˇ෴ˇ )

  • Forumowicze
  • 12 011 Postów:

@Nyju
Gdyby chodziło tylko o v-a to jeszcze pół biedy, gorzej że gra jest pozbawiona niektórych istotnych efektów, np. mgła wygląda jak gówno, a sama grafa jest "czystsza". Klimat od razu leci na pysk, dlatego lepiej już zapłacić troche więcej i pograć jak człowiek, a nie jak zwierze. 2 stówki faktycznie troche dużo, ale jak pojawi się jakaś kopia za 100-150 to biore bez zastanowienia.

https://www.ebay.pl/...bs0KR:rk:1:pf:0

 

75zł razem z wysyłką, dostawa 8-16 dni

 

https://www.ebay.pl/...b4wFs:rk:5:pf:0

 

97zł, Bezpłatna wysyłka, dostawa 4-16 dni


Ten post był edytowany przez Nyjacz dnia: 19 listopada 2018 - 16:59

  • 0

#8414 drAKul Napisany 22 listopada 2018 - 11:20

drAKul

    Sephiroth

  • Forumowicze
  • 1 904 Postów:
Inside mnie kusi bo dostalo duzo nagrod i ma dobre oceny ale Limbo uwazam za jeden z bardzie przehypowanych indykow. Komu zaufac Nyjacz czy Tawot? Pewnie trzeba bedzie sprawdzic one of these days.

Vvvvvv - bardzo fajny acz krotki indyk
(1,5 h i finito). Jak ktos lubi platformery z tight controls i fajnym gimmickiem (brak skokow zabawy z grawitacja) to polecam.

Ikaruga - podobnie jak TF4 nie moja bajka, ale propsuje gre za swietny patent z polarization oraz za hard but fair poziom trudnosci. Gierka mi najbardziej przywodzi na mysl gry arcade Segi (tak wiem ze to gierka z DC i doskonale tam do tych wszystkich Crazy Taxi, Power Stoneow i House of the Dead 2 pasowala). Bawilem sie przednio i smialo moge polecic gierke dzis jak ktos ma chrapke na maly shoot-em up.

Ten post był edytowany przez drAKul dnia: 22 listopada 2018 - 11:24

  • 0

#8415 Schrodinger Napisany 22 listopada 2018 - 11:27

Schrodinger

  • Moderatorzy
  • 65 975 Postów:

Inside nie ma tego klimatu co Limbo, ale ogolnie to podobna gierka, takie tam, można sobie pyknąć, ja kupiłem za 12 zł czy coś koło tego to nie żałuję. 


  • 0

#8416 Nyjacz Napisany 22 listopada 2018 - 11:31

Nyjacz

    ( ˇ෴ˇ )

  • Forumowicze
  • 12 011 Postów:

Inside mnie kusi bo dostalo duzo nagrod i ma dobre oceny ale Limbo uwazam za jeden z bardzie przehypowanych indykow. Komu zaufac Nyjacz czy Tawot? Pewnie trzeba bedzie sprawdzic one of these days.

Ufaj Tawotowi. Inside jest bardzo podobne do Limbo, więc możesz olać.

 

Rozwijając wypowiedź, napisałbym że Inside jak na immersive walkinga oferuje po prostu nadzwyczaj dużo gameplayu, ale jak ktoś oczekuje platformówki logicznej z krwi i kości, to jej nie dostanie.


Ten post był edytowany przez Nyjacz dnia: 22 listopada 2018 - 14:55

  • 1

#8417 Kazuo Napisany 22 listopada 2018 - 23:11

Kazuo

    ziomeczek Goofy'ego

  • Forumowicze
  • 18 498 Postów:
Resident Evil Outbreak: File #2
 
Zombiaczej telenoweli odcinek numer: 4527. Ponownie w rolach głównych rozkładające się worki mięsa, ponownie w zabitym dechami Raccoon City, gdzie psy szczekają dupami (a jak, w końcu się zmutowały), no i niestety bez większych zmian w rozgrywce. 
 
Co by tu dużo mówić, druga część Outbreaka od początku zamiast na sukces skazana była na szybkie wydojenie pieniążków od najwierniejszych fanów serii, a następnie wieczne zapomnienie. Dlaczegóż to? Ano dlategóż, iż ukazała się we wrześniu 2004 roku, kiedy to oczy wszystkich graczy zwrócone były już w kierunku rychłej premiery mesjasza gejmingu w postaci Resident Evil 4, mającego premierę zaledwie kilka miesięcy później. Posiadacze Gacków ostro walili konia na myśl, że już wkrótce zagrają w tę perełkę (RE4 jak wiadomo przez pewien czas było exem na platformie Nintendo), natomiast fanom Sony na otarcie łez pozostał właśnie sequel Outbreaka. Niekoniecznie było to pocieszenie na jakie zasługiwali, no ale jak to mówią "darowanemu koniowi w odbyt się nie zagląda". Czy jakoś tak.
 
 
sPnvu5g.jpg
 
Nie popisało się tym razem Capcom. Outbreak File #2 to w zasadzie bardziej mission-pack niż pełnoprawny sequel; do wyboru mamy dokładnie te same postacie co w poprzedniej odsłonie (nie ma nawet jednego nowego bohatera), ponownie przygoda podzielona jest na 5 niepowiązanych ze sobą rozdziałów, natomiast rozgrywka praktycznie niczym się nie różni, nie ma tu żadnych konkretnych zmian ani nowości, dostajemy jedynie pakiet nowych misji i tyle. Dzisiaj nazywałoby się to DLC. Śmigamy więc po dosyć sporej wielkości lokacjach, jak zawsze się gubimy i oczywiście dostajemy bęcki od stworów. Plusik za zróżnicowanie miejscówek oraz bestiariusza, każdy etap ma inny klimat i własny zestaw oponentów, np. w zoo atakują nas zmutowane słonie, aligatory czy lwy, w metrze chcą się do nas poprzytulać przerośnięte insekty, a w opuszczonym szpitalu w górach Arklay niczym Nemesis ściga nas pan Mietek ze swoją siekierką. Ta ostatnia lokacja nawet daje radę, aż dziw że tereny okalające miasto Raccoon nie zostały częściej wykorzystane w serii, być może remake drugiego Residenta coś w tej materii zmieni. A skoro już jesteśmy przy RE2, w Outbreak File #2 znalazł się nawet ciut przemodelowany komisariat policji, dokładnie ten sam po którym wesoło śmigał Leon razem z Claire (pokazano nawet jak doszło do zarażenia Marvina). Trzeba przyznać, że lekko podniesiono poziom trudności, tym razem nawet normal potrafi sprawić kłopot; wystarczy oberwać parę razy od zombie, żeby stan zdrowia drastycznie spadł, często trafiamy na przeciwników wywołujących zatrucie (trzeba wtedy szybko uleczyć się konkretnym rodzajem ziółka), do tego w każdym levelu czeka na nas dodatkowa przeszkoda np. wspomniany pan Mietek w szpitalu, który potrafi sforsować każde drzwi albo wydobywający się zewsząd trujący gaz na posterunku policji. Niby pierdoły, ale podnoszą ciśnienie. 
 
 
8qblVCa.jpg
 
Wady oczywiście są, równie irytujące jak w poprzedniej części. Troszkę już zdziadziała grafika, loadingi na każdym kroku, brak konkretnej fabuły spajającej wszystko w całość... w zasadzie to brak w ogóle jakiejkolwiek fabuły, ot czasem pogadamy z NPCami albo odpali się jakiś filmik, ale do niczego to nie prowadzi, koniec końców chodzi tylko o to, żeby wydostać się z danej lokacji. Bardzo doskwiera brak nowości, czuć na każdym kroku, że to tylko rozszerzenie pierwszego Outbreaka, mimo to gameplay jest na tyle przyjemny, że można na kilka godzinek przepaść. Jest całkiem dynamicznie, przeciwnicy ostro napierają, więc nie można się opierdzielać, okazjonalnie trafi się jakaś łamigłówka, nie brakuje też boss fightów. Jest to jednak przede wszystkim gra dla fanów serii (zwłaszcza dla fanów RE w klasycznym wydaniu) i to głównie oni będą się dobrze bawić, reszta zapewne machnie ręką i pójdzie gapić się na jajca koni w RDR2.   7=/10

  • 7

#8418 Kazuo Napisany 24 listopada 2018 - 23:05

Kazuo

    ziomeczek Goofy'ego

  • Forumowicze
  • 18 498 Postów:

*
POPULARNY POST!

Grand Theft Auto 3
 
 
Kolorowa, utrzymana w nieco komiksowej stylistyce grafika, jajcarska i pełna walniętych postaci fabuła, krótkie acz intensywne misje oraz cała rozgrywka mająca niewiele wspólnego z rzeczywistością, bardziej skłaniająca się ku luźnemu erkejdowi. Takie kiedyś były gry speców z Rockstar i takie właśnie jest GTA3. Dopiero odkurzając po latach tego starocia zdałem sobie sprawę jaka magia tkwiła w grach tego studia, z tego też powodu ciut ubolewam, że obecnie stawiają na poważniejsze klimaty i bardziej realistyczne podejście do gameplayu. 
 
gVsK5lQ.jpg
 
 
Nie będę ściemniał, ani GTA4 ani GTA5 specjalnie do mnie nie trafiły, nie spodobał mi się również pomysł z restartem uniwersum i budowaniem go od nowa z pominięciem starych bohaterów. Zwłaszcza czwóreczka była nudna i smutna jak dupa węża, a przy tym uwsteczniona o lata świetlne w stosunku do tego co oferowało San Andreas (i nie mam tu na myśli grafiki). Kiedy ktoś mówi mi o "GTA" momentalnie myślę o trójce, Vice City oraz SA, które kończyłem dziesiątki razy i zawsze było mi mało. Z tego też powodu postanowiłem skorzystać z eleganckiej promocji na PS Store, by po zainstalowaniu giereczek na dysku ponownie zanurzyć się w tych fantastycznych światach stworzonych przez ekipę z R*. Na pierwszy ogień, a jakże, poszło starusieńkie GTA3. 
 
Piękna, słoneczna pogoda, mój bolek za sterami sportowego autka i "Push it to the Limit" Paula Engemanna w radyjku, idealne warunki do rozwożenia dziwek po mieście albo do rozjeżdżania starych babć na chodnikach! Zasady gry są tak proste, że tutorial wydaje się tu zbędny, ot śmigamy sobie od misji do misji po drodze bijąc, kradnąc i gwałcąc (no, może bez tego ostatniego), czyli robiąc to na co każdy ma ochotę, ale na co prawdziwe życie nie bardzo pozwala. Samo miasto może nie oferuje zbyt wielu atrakcji, ale jest dosyć spore i ma wystarczająco zakręconą architekturę, w dodatku wyraźnie widać podział na 3 rejony: Portland to typowy sektor przemysłowy, mamy tu port, wysypisko śmieci, jakieś magazyny za miastem oraz dzielnice biedoty, w Staunton Island królują strzeliste wieżowce, kasyna i rozległe parki (to znaczy jeden park), natomiast Shoreside Vale to obrzeża Liberty City z lotniskiem, wielką tamą czy pięknymi chatkami dla bogaczy (to właśnie tutaj mamy największe szanse by upolować jakąś sportową furę). Dostęp do całej mapy otrzymujemy wraz z postępem w rozgrywce, czyli dosyć szybko przy założeniu, że robimy tylko fabułę. Po mapce porusza się całkiem przyjemnie, model jazdy wprawdzie wali nieco kartonem, ale jak już wcześniej wspomniałem - ta gra to czyste arcade, tu bardziej liczy się prędkość z jaką suniemy niż realistyczne wrażenia. Dzięki temu dosyć szybko jesteśmy w stanie przedostać się z jednego końca miasta na drugi, no chyba że akurat jedziemy śmieciarką. Równie szybko wykonujemy misje. Nie ma tu żadnego pierdololo i 20 minutowego dojazdu na miejsce zlecenia, ot po krótkiej cut scence wyjaśniającej nam o co chodzi jakby już zaczynamy zadanie, które na ogół też nie zajmuje więcej niż kilka minut. Nasza kariera bandyty rozpoczyna się niewinnie, tutaj podwieziemy jakąś wielką szychę na spotkanie, tam zawieziemy dziwki do klubu, a po drodze obijemy jeszcze mordę gościowi, który nie płaci haraczu. Z czasem jednak otrzymujemy coraz bardziej wymagające misje, np. pozbycie się świadka koronnego nim ten zdąży złożyć zeznania obciążające naszego zleceniodawcę, uwolnienie pewnego gostka z pilnie strzeżonego więzienia czy sprzątnięcie bossa konkurencyjnego gangu. Wszystko to akompaniamencie wesołej muzyki i piszczących opon. 
 
YCPVHQi.jpg
 
 
Grafika wbrew pozorom aż tak strasznie się nie zestarzała, powiem nawet więcej - efekty pogodowe typu deszcz czy mgła dalej wyglądają fajnie, a dzięki zastosowanym bajerom i w ogóle tej kreskówkowej tonacji jest naprawdę znośnie. Wszystko tonie w intensywnych kolorkach, a przy oświetleniu podczas konkretnej pory dnia można nawet chwilę przystanąć i pogapić się np. na promienie zachodzącego słońca. Gorzej jest z ryjami bohaterów, co właśnie mi przypomniało, że wypada też trochę na grę ponarzekać. Na pewno denerwuje skromny repertuar muzyczny, bo niby soundtrack jest zróżnicowany (pop, reggae, jakieś śmieszne disco, klasyki z lat 80tych, załapała się nawet muzyka klasyczna), jednak po dwóch godzinach grania zna się już wszystkie utwory, a powtarzające się bez przerwy kawałki zaczynają denerwować. Podobnie z audycjami, reklamami i wywiadami w radiu - niektóre są naprawdę zabawne (Pogo the Monkey!), ale zapętlenie następuje zbyt szybko, a drugi raz słuchać tego samego nie ma już sensu. Idziemy dalej: auta podczas jazdy rozwalają się zbyt szybko, czasem wystarczy otrzeć się dwa razy o barierkę, a samochód już staje w płomieniach (wtf?), co zresztą sprawia, że niektóre misje są cholernie trudne i frustrujące, zwłaszcza te z licznikiem czasowym. Okropne jest AI zarówno pomagierów jak i przeciwników. Nie brakuje bugów. Przy sekcjach na łódce trzeba uważać, by nie wpaść do wody, ponieważ postać nie potrafi pływać (a wydostanie się z łódki na brzeg przy obecnym sterowaniu i kamerze momentami zahacza o cud). Jednak absolutnie nic nie przebije beznadziejnego strzelania. Całe szczęście, że większość gry opiera się na prowadzeniu czterech kółek, natomiast kiedy już trzeba sięgnąć po broń i zacząć pluć ołowiem to zaczyna się istny festiwal wkurwienia. Kamera nigdy nie ustawia się tak jak powinna, a postać nigdy nie namierza w osobę, którą chcemy zastrzelić, na dodatek przeciwnicy potrafią się kitrać po kątach i zadają nam ogromne obrażenia. Możesz mieć max energii i kupioną kamizelkę kuloodporną, jednak wystarczy, że trafisz na dwóch bolków z karabinami maszynowymi by w 2 sekundy wąchać kwiatki od spodu. Ostatnia misja w grze bardzo dobrze zresztą obrazuje jak bardzo strzelanie w tej grze kuleje.  
 
D6RHLlv.jpg
 
 
Nie da się ukryć, że tytuł troszkę się postarzał, a pewne elementy potrafią odepchnąć. Trzeba jednak pamiętać, że ta gra ma już 17 lat na karku, a poza tym była pierwszym konkretnym krokiem gier wideo w otwarty, trójwymiarowy świat. To tutaj Rockstar pierwszy raz oddało nam do dyspozycji wielkie miasto, po którym mogliśmy swobodnie hasać z kamerą umiejscowioną nie nad głową bohatera, ale za jego plecami. Wtedy to naprawdę robiło wrażenie, grał chyba każdy, a na wady nie zwracało się specjalnie uwagi. Teraz już się zwraca, ale nie zmienia to faktu, że nawet po tylu latach gierka dalej potrafi sprawić kupę frajdy. Osiem godzin (mowa o samej fabule) intensywnej zabawy w kolorowym i dalekim od normalności świecie. 8/10

 


  • 10

#8419 oranje Napisany 25 listopada 2018 - 09:39

oranje

    15-2-0

  • Forumowicze
  • 14 115 Postów:
8h? Takie to krótkie było?
  • 0

#8420 Wezyr Napisany 25 listopada 2018 - 09:44

Wezyr

    nihil novi sub sole

  • Forumowicze
  • 10 412 Postów:

HLTB podaje 16.5h, ale to czas casuali. HC zamyka w 8h z zamkniętymi oczami.


  • 0

#8421 oranje Napisany 25 listopada 2018 - 09:45

oranje

    15-2-0

  • Forumowicze
  • 14 115 Postów:
W 16h nie wierzę, bo vice city z tego co pamiętam 22h mi zajęło kiedyś.
  • 0

#8422 Nyjacz Napisany 25 listopada 2018 - 10:40

Nyjacz

    ( ˇ෴ˇ )

  • Forumowicze
  • 12 011 Postów:

Kazuo tfu pluje na Was.


  • 0

#8423 Kazuo Napisany 25 listopada 2018 - 11:19

Kazuo

    ziomeczek Goofy'ego

  • Forumowicze
  • 18 498 Postów:

Jakbym miał na każdego tak pluć, to by mi śliny zabrakło :cf: A tak na serio - zacząłem grać w piątek o 22, popykałem ze 3 godzinki, w tym czasie zrobiłem całe Portland i kilka misji ze Staunton Island. W sobotę grając około 5 godzin (6 max) rozwaliłem resztę zadań, aż sam się zdziwiłem jak zobaczyłem napisy końcowe, bo mi też zawsze wydawało się, że ta gra jest dłuższa  :doge:  Fakt faktem, w ogóle nie ruszałem questów, nie zbierałem paczek i nie snułem się po mieście bez celu, tylko pach-pach pykałem jedną misję za drugą i większość szła za pierwszym podejściem, dopiero te od Donalda musiałem powtarzać po kilka razy. Ilość zadań nie jest porażająca, a samo miasto jest mniejsze niż się wydaje, więc jeżeli się nie ginie to idzie to naprawdę zgrabnie. 


Ten post był edytowany przez Kazuo dnia: 25 listopada 2018 - 11:24

  • 0

#8424 BeSOS Napisany 25 listopada 2018 - 11:40

BeSOS

    RYJ

  • Forumowicze
  • 24 781 Postów:
Rdr 2. Mesjasz tej generacji.
  • 2

#8425 Kurzy Napisany 25 listopada 2018 - 20:50

Kurzy

    DANGA!

  • Forumowicze
  • 15 970 Postów:
Kazuo. Dałem plusika. To była moja pierwsza gra na PS2 i przeszedłem ja wiele razy. Do dziś to na pewno najczęściej włączana stara gra i do dziś lubię włączyć i pojeździć autem/taxi/pobawić się.

Czasy GTA3, VC i SA ahhhhh <3
  • 0

#8426 Kazuo Napisany 25 listopada 2018 - 23:37

Kazuo

    ziomeczek Goofy'ego

  • Forumowicze
  • 18 498 Postów:

*
POPULARNY POST!

GTA: Vice City

 

eP697Ya.jpg

 

 

Tym razem będzie ciut krócej, bo od tego pisania już mi palce odpadają... a może to od grania? Hmmm.

 

Historię powstania VC chyba wszyscy znają. Gierka, która początkowo planowana była jako zwyczajny mission-pack do trójki tak się rozrosła, że ostatecznie stała się jej pełnoprawną kontynuacją, w dodatku przebijającą swoją poprzedniczkę w niemal każdym aspekcie. Brak numerka w tytule niechaj nikogo nie zmyli, Vice City to całkowicie nowe miasto, nowi bohaterzy i nowe zadania. Dziesiątki godzin grania oraz przeogromne replay ability. Odsłona serii przez wielu uznawana za najlepszą. Czyżby przez sentyment? Pewnie po części też, ale nie da się ukryć, że gra tak po prostu jest cholernie dobra, nawet dzisiaj po lekkim nadgryzieniu przez ząb czasu. 

 

Przede wszystkim rządzi wakacyjny klimat oraz cała ta kiczowata otoczka późnych lat 80-tych. Mocno grzejące słoneczko, hawajskie koszule, półnagie dupeczki jeżdżące na wrotkach opodal plaży i Michael Jackson lecący w radiu. Ktoś tu naprawdę trafił w dychę. Temat zresztą wykorzystano w 100% ładując do gry całą masę smaczków i odniesień do kultowych dzieł z tamtego okresu, np. Scarface czy Policjanci z Miami. Względem GTA3 poprawiono sporo. Nowy protagonista, Tommy, to już nie byle chłopek na posyłki, ale twardy i charyzmatyczny gangol, którzy potrafi dosolić każdemu (a poza tym ma zajebistą koszulę). Pozostali bohaterzy też są ciekawi, np. wiecznie zestresowany prawnik-nieudacznik czy karłowaty boss narkotykowy trzęsący całym Vice City (w wolnych chwilach lubi postrzelać do mew... albo do niedziałającego odtwarzacza VHS). Ba, tutaj nawet postacie trzecio-planowe czy zwykli zleceniodawcy pojawiający się zaledwie parę razy w ciągu gry dają radę, czego najlepszym przykładem będzie chyba gruba szamanka voodoo, reżyser filmów porno stylizowany na niedorobionego Spielberga albo wiecznie spizgany zespół rockowy Love Fist. Cut-scenki wręcz ociekają absurdalnym humorem i prawie zawsze stanowią ciekawy wstęp do misji. 

 

3Y3sa2G.jpg

 

9j1xrR4.jpg

 

Misje również poszły o spory krok do przodu i nie ograniczają się już tylko do zabawy w szofera czy wykonywania pierdołowatych zleceń dla bossów mafii. Tutaj sami bardzo szybko stajemy się bossem i zaczynamy pracować na swój rachunek. Po serii przysług dla pozostałych szych Vice City (zabij tego, ochraniaj tamtego, itp.) rozpoczynamy budowanie swojego własnego imperium. Zastraszamy miejscową ludność, kupujemy przeróżne obiekty na terenie Vice City i po pewnym czasie zaczynamy trzepać konkretny hajs. Np. po wykupieniu studia filmowego i spełnieniu szeregu zadań na nasze konto regularnie wpływa gotówka, za którą z kolei możemy rzucić się na kolejne, większe inwestycje. Wiadomo, w praktyce jest to proste i dosyć ograniczone (to nie jest to żaden symulator ekonomiczny), ale i tak pozwala się choć na chwilę poczuć jak poważny gangster rozwijający swój krwawy plac zabaw. 

 

Na całe szczęście gra nie ma aż takiego kija w dupie jak GTA3, dlatego obok poważnych misji co rusz trafiamy na zabawniejsze zlecenia. Demolka na terenie placu budowy za pomocą zdalnie sterowanych samolocików? Jazda po pijaku (zajebisty efekt trzęsącego się ekranu)? A może rozwożenie narkotyków lodziarką? To wszystko oraz znacznie więcej tylko w Vice City. Czasem trafiają się nawet akcje rodem z Polsatowych filmów akcji, np. zasuwanie samochodem z zamontowaną bombą i konieczność jazdy z dużą prędkością, aby ta nie wybuchła (Speed z Keanu Reevesem?). Jet różnorodnie, z jajem, momentami wymagająco. Na nudę na pewno nie można narzekać. 

 

yccCWMW.jpg

 

35YZQEW.jpg

 

Nie powiem, że VC jest ładne, bo swoje braki w warstwie wizualnej miało już w dniu premiery (niewyjściowe ryje postaci albo doczytujące się elementy otoczenia), ale pewien urok posiada do dzisiaj. Początkowo zastanawiałem się czy nie wyłączyć w opcjach efektu blur (rozmycie), bo bez niego gra chodzi płynniej i jest wyraźniejsza, ale jednak trzeba przyznać, że wtedy traci 90% swojego klimatu. To dzięki blurowi słoneczna pogoda tak mocno emanuje ciepłem, a światła w nocnych klubach zachęcają do tańca, dopiero z nim czuć w w pełni tę wakacyjną atmosferę. Jasne, jeżeli kogoś będzie wkurzać, to może sobie wyłączyć, jednak odradzam taki manewr. Natomiast absolutnie złego słowa nie można powiedzieć o warstwie audio. Raz, że voice-acting jest zajebisty, a dwa że jest czego posłuchać w radiu, utworów jest o wiele więcej niż w GTA3 i niemal wszystkie są świetne. Do wspólnej zabawy zaproszono takie gwiazdy jak Bryan Adams, Ozzy Osbourne, Kim Wilde, Lionel Richie czy wspomnianego już M. Jacksona; tego soundtracku naprawdę można słuchać bez końca. 

 

Niestety, co najbardziej boli to znowu felerne strzelanie i słaba praca kamery, tego względem "trójeczki" niemal w ogóle nie poprawiono. Efekt? Idzie się porządnie wkurwić. Niektóre zadania można powtarzać po kilka razy i to bynajmniej nie z własnej winy, ale przez to, że postać nie potrafiła dobrze namierzyć przeciwnika albo kamera ustawiła się w idiotycznym miejscu. Sztuczna inteligencja naszych pomocników również nie poprawia sytuacji, parę razy zdarzyło mi się, że jakiś istotniejszy NPC ustawił się na linii strzału i przez przypadek go zdjąłem. Game over. A że checkpointów nie ma to lecimy całą misję od początku... Czas gry też nie powala, mi podobnie jak GTA3 zajęła niecałe 10 godzin, jednak biorę pod uwagę, że może to być kwestia wprawy, a w rzeczywistości przygoda zajmuje więcej czasu.

 

Spoiler

 

n5omNaU.jpg

 

Nie będę ściemniał, ocena mówi sama za siebie. Dla mnie Vice City to najlepsza odsłona serii, gra którą kończyłem dziesiątki razy i będę do niej dalej wracał aż nie umrę. Mam to w dupie czy to sentyment czy coś innego, po prostu niewiele gier w życiu sprawiło mi tyle frajdy co ta produkcja, a jeszcze mniej tak mnie urzekło niesamowitą atmosferą i fantastycznym umiejscowieniem akcji. Tytuł, który spokojnie mogę postawić obok najlepszych odsłon Resident Evil, Devil May Cry, Metal Gear Solid, Silent Hill. Jedna z gierek życia. 10/10

 

 


  • 14

#8427 krak2610 Napisany 26 listopada 2018 - 15:31

krak2610

    Master Chief

  • Forumowicze
  • 2 549 Postów:
Tldr ale dobrze że napisałeś że to nie jest symulator ekonomiczny bo bym się naciął :)
  • 0

#8428 bartezoo Napisany 26 listopada 2018 - 16:18

bartezoo

    Big Boss

  • Forumowicze
  • 3 813 Postów:

Ale ta gierka robiła :uff: a potem jeszcze przyszedł fatal w postaci GTA SA, które bylo jeszcze lepsze  :banderas:


  • 0

#8429 Kazuo Napisany 26 listopada 2018 - 18:01

Kazuo

    ziomeczek Goofy'ego

  • Forumowicze
  • 18 498 Postów:

Ale ta gierka robiła :uff: a potem jeszcze przyszedł fatal w postaci GTA SA, które bylo jeszcze lepsze  :banderas:

Dla mnie VC zawsze już będzie na 1 miejscu w skali serii, ale San Andreas jest zaraz za nim. SA zresztą grałem na premierę, dobrze pamiętam jaki był hajp na ten tytuł i jak wtedy ta gra kosiła zawartością, brudne pecefagi z klasy mi wtedy zazdrościły na maxa.

 

Dopijam właśnie energetyczka i biorę się za szarpanie  :good:


  • 1

#8430 bartezoo Napisany 28 listopada 2018 - 16:34

bartezoo

    Big Boss

  • Forumowicze
  • 3 813 Postów:

No to już możliwe, że przemawia za tym Twój osobisty gust, preferencje czy nostalgia, ale jako całość gierkowo to San Andreas było lepsze w każdym aspekcie. 


  • 0